Powiem Wam, że naprawdę trudno zaczyna mi się posty, jak już to zrobię, wszystko idzie szybko i przyjemnie, ale początek jest naprawdę trudny. Właściwie nie wiem jak stworzyć wstęp, a coś muszę na początek napisać, bo robię tak prawie zawsze i pewnie się już do tego przyzwyczailiście. Myślę, że część wstępu mam już za sobą heheheh :D
Powrót do szkoły (po dłuższej w moim przypadku przerwie) nie był w sumie trudny. Nie ukrywam, że pomogła mi w tym ładna pogoda. Zwolniłam się z wf-ów i poszłam na kontrolę do dentysty, pani powiedziała, że wszystko się dobrze goi, ale mam przyjść na zdjęcie szwów za tydzień. Na orientacji szło mi bardzo dobrze, dostałam nawet pochwałę i gratulacje od pani Anety. Dzień mogłabym uznać za udany, gdyby nie brak moich zębów, wielka dziura na górze, a przede wszystkim brak możliwości normalnego jedzenia. Kolejny raz potwierdza się, że gdy czegoś nie mamy, doceniamy to co było wcześniej. Denerwowałam się przed wtorkiem, bo byłam przekonana, ze będę musiała poprawiać sprawdzian z WOSu, ale okazało się, że mogę zrobić to za tydzień.
Na kulinarnych na moje szczęście robiłam ryż z jabłkiem, więc mogłam go bez przeszkód zjeść. W środę temperatura trochę spadła, padał też deszcz, najbardziej to chyba jak miałam jeszcze lekcje, a jak wracałam ze szkoły to w powietrzu unosił się zapach deszczu, który tak bardzo lubię. W czwartek zawaliłam referat z fizyki, z czego byłam bardzo niezadowolona. Humor poprawiła mi lekcja pianina, na której nie wiem jakim cudem dobrze zagrałam etiudę, którą grałam za szybko w czasie poprzedniej lekcji. Pani była ze mnie bardzo dumna, chyba pierwszy raz tak bardzo i postawiła mi piątkę z plusem, a ja nie umiałam uwierzyć w to, że zagrałam ten utwór dobrze. Po południu przyjechał do mnie tata, bo miał spotkania zawodowe w Józefowie i Warszawie. Wypiłam z nim herbatę i niestety nie mogłam poświęcić mu więcej czasu, bo musiałam zabrać się za naukę polskiego. Dostałam 4 z historii na śródsemestr, z czego byłam bardzo zadowolona. Sprawdzian z polskiego poszedł mi nie najgorzej, a popołudnie było przepełnione zajęciami i sprzątaniem, co właściwie było miłe. Sobotę miałam bardzo pracowitą, odrabiałam lekcje i sprzątałam. Napracowałam się trochę, a to dlatego, że zgodziłam się wziąć generalkę jadalnianą od Natalii. W niedzielę rano pani Agata (wychowawczyni V grupy), zrobiła mi prześliczną koronę na głowie.
Na mszy śpiewałam z Izą psalm, w sumie za bardzo się nie denerwowałam, jedynie w trakcie mszy, kiedy zapomniałam melodii. Przed obiadem poszłyśmy (ja, Klaudia i Nikola) z panią Anią na spacer do lasu. Zastanawiałam się czy iść, bo miałam zająć się nauką, ale ostatecznie dobrze, że się zdecydowałam, bo było bardzo miło, dużo rozmawiałyśmy. Wieczorem wybrałam się z Patrycją, Klaudią i Pauliną do kawiarenki na spotkanie o mężczyznach. Wszystko przebiegało podobnie jak na ostatnim spotkaniu o kobietach, okazało się, że pomysłodawczynią jest Patrycja, doszłam do wniosku, że pewnie dlatego mnie tak namawiała, żebym z nią poszła. W sumie dobrze, że to robiła, bo nie wiem czy sama z siebie bym się zdecydowała iść.
Na kulinarnych na moje szczęście robiłam ryż z jabłkiem, więc mogłam go bez przeszkód zjeść. W środę temperatura trochę spadła, padał też deszcz, najbardziej to chyba jak miałam jeszcze lekcje, a jak wracałam ze szkoły to w powietrzu unosił się zapach deszczu, który tak bardzo lubię. W czwartek zawaliłam referat z fizyki, z czego byłam bardzo niezadowolona. Humor poprawiła mi lekcja pianina, na której nie wiem jakim cudem dobrze zagrałam etiudę, którą grałam za szybko w czasie poprzedniej lekcji. Pani była ze mnie bardzo dumna, chyba pierwszy raz tak bardzo i postawiła mi piątkę z plusem, a ja nie umiałam uwierzyć w to, że zagrałam ten utwór dobrze. Po południu przyjechał do mnie tata, bo miał spotkania zawodowe w Józefowie i Warszawie. Wypiłam z nim herbatę i niestety nie mogłam poświęcić mu więcej czasu, bo musiałam zabrać się za naukę polskiego. Dostałam 4 z historii na śródsemestr, z czego byłam bardzo zadowolona. Sprawdzian z polskiego poszedł mi nie najgorzej, a popołudnie było przepełnione zajęciami i sprzątaniem, co właściwie było miłe. Sobotę miałam bardzo pracowitą, odrabiałam lekcje i sprzątałam. Napracowałam się trochę, a to dlatego, że zgodziłam się wziąć generalkę jadalnianą od Natalii. W niedzielę rano pani Agata (wychowawczyni V grupy), zrobiła mi prześliczną koronę na głowie.
Na mszy śpiewałam z Izą psalm, w sumie za bardzo się nie denerwowałam, jedynie w trakcie mszy, kiedy zapomniałam melodii. Przed obiadem poszłyśmy (ja, Klaudia i Nikola) z panią Anią na spacer do lasu. Zastanawiałam się czy iść, bo miałam zająć się nauką, ale ostatecznie dobrze, że się zdecydowałam, bo było bardzo miło, dużo rozmawiałyśmy. Wieczorem wybrałam się z Patrycją, Klaudią i Pauliną do kawiarenki na spotkanie o mężczyznach. Wszystko przebiegało podobnie jak na ostatnim spotkaniu o kobietach, okazało się, że pomysłodawczynią jest Patrycja, doszłam do wniosku, że pewnie dlatego mnie tak namawiała, żebym z nią poszła. W sumie dobrze, że to robiła, bo nie wiem czy sama z siebie bym się zdecydowała iść.
Autorka zdjęcia: pani Ania
Stół w kawiarence, na nim sękacz, ciastka, cukierki, filiżanki, talerzyki, herbata. Przy stole siedzi sporo osób, po lewej jak i po prawej stronie.
Autorka zdjęcia: pani Maria, właścicielka kawiarenki
Wpadłam w wir nowego tygodnia, który tak jak się zapowiadał był bardzo trudny. Test z biologi poszedł mi dobrze, za to pani powiedziała, że muszę poprawić chemię, żeby mieć 4 na śródsemestr. Po kartkówce z biologii, była też kartkówka z niemieckiego. Na moje szczęście nie było drugiego wf i mogłam iść do internatu zjeść obiad, jeszcze przed dentystą. Pani doktor zdejmując mi szwy, powiedziała mi, że rana nie goi się za dobrze, co mnie dość mocno zmartwiło. Na orientacji bardzo dobrze wykonałam powierzone mi zadanie. Wtorku bałam się straszliwie, bo poprawiałam sprawdzian z WOSu, miała być też kartkówka z angielskiego. Wstanie o 5 mi się nie opłaciło, bo okazało się, że kartkówka jest przełożona. W środę kolejny dzień pod rząd wstawałam wcześniej, żeby powtórzyć chemię, ale nie przyniosło to dobrego skutku, bo w efekcie odpowiadając pani, zdenerwowałam się jak zawsze w takich chwilach i nie poprawiłam kartkówki. Humor poprawiła mi wycieczka klasowa, pizza była pyszna, a film strasznie dziwny i jednocześnie trochę komiczny. Kiedy wyszliśmy z sali spotkałam mnie dziwna sytuacja. Podeszła do mnie dziewczyna, która była przekonana, że jechałam z nią z Białegostoku w niedzielę. Dziewczyna mnie zapewne z kimś pomyliła, szczególnie, że była słabowidząca, mi się w sumie też czasem zdarza, że kogoś pomylę, więc nie ma się co dziwić.
Pizza Hat: Siedzimy przy stole, po prawej Luiza, ja, Paulina, Kamil, Mateusz. Po lewej: pani Monika, Dima, Piotrek. Na stole stoją pizze, szklanki z piciem. Jesteśmy w trakcie jedzenia, każdy swojego kawałka.
Autorka zdjęcia: pani Ola
Stoimy na dworze przed budynkiem, od lewej: ja, za mną chowa się Luiza, Dima, Paulina, Piotrek, pani Ola, Pani Monika, Między nami dwie białe kolumny, za nami drzwi.
Czwartek był udanym dniem, szczególnie dlatego, że mieliśmy spotkanie z panem Zdzisławem, który był więźniem obozu koncentracyjnego na Majdanku. Nie przepadam za historią, ale to spotkanie było naprawdę ciekawe, mogliśmy się wiele dowiedzieć. Słuchaliśmy doświadczenia człowieka, która na własnej skórze przeżył to wszystko, myślę, że tego typu wydarzenia trafiają bardziej do ludzi, niż po prostu suche fakty.
Hol szkoły w Jabłonkach: pan Zdzisław stoi za stołem, na którym jest ciemnozielona narzuta. Obok niego stoi pan Marek, trzyma mikrofon i mówi coś. W tle biała ściana, kawałek fortepianu po prawej, po lewej zielona roślina, na ścianie wisi godło.
Autorka zdjęcia: pani Ola
Okazało się, że z czwartku na piątek spać u nas będzie Aneta Olizarowicz, która 3 lata temu kończyła w Laskach technikum masażu. Przez ostatnie tygodnie chodziła do nas do szkoły na praktyki, a akurat w czwartek była na spotkaniu do Światowych Dni Młodzieży. W piątek mieliśmy kolejne spotkanie, tym razem z podróżnikiem i pisarzem panem Czernieckim. Zwiedza on różne ciekawe miejsca, nam opowiadał o niektórych swoich podróżach po Ameryce Południowej.
Biblioteka czarno-drukowa: pan Czerniecki stoi na tle projektora , trzyma w rękach mikrofon, mówi coś do nas.
Autorka zdjęcia: pani Ola
Znowu udało mi się posprzątać w piątek. Soboty właściwie nie mam ochoty wspominać, więc napiszę tylko, że odrabiałam lekcje i próbowałam odpocząć, niestety średnio mi to wyszło. Prawie cały dzień miałam beznadziejny humor, różne sprawy (głównie szkolne) skumulowały mi się w całość i katowałam się negatywnymi myślami. Ostatecznie jak zwykle minęło mi to. Doszłam do wniosku, że powinnam wmawiać sobie, że starałam się na tyle ile mogłam, zrobiłam wszystko co się dało i to, że mi coś nie wyszło to nie znaczy, żebym miałam się załamywać. Życie nie zawsze jest kolorowe, gdybyśmy cały czas chodzili szczęśliwi nie docenialibyśmy tego co mamy. Właściwie z tym jest tak samo jak pisałam na początku o jedzeniu. Jeśli coś mamy to nie zwracamy na to uwagi, a jeśli czegoś nie mamy to doceniamy to.
Życie nie jest po to, żeby się smucić, życie jest po to, żeby się cieszyć i korzystać z niego w pełni, na tyle ile się da.
Życie nie jest po to, żeby się smucić, życie jest po to, żeby się cieszyć i korzystać z niego w pełni, na tyle ile się da.
Bardzo dziękuje pani Oli za zdjęcia, które mogłam dzięki niej Wam pokazać.
Te dwa tygodnie minęły strasznie szybko i na pewno z kolejnymi dwoma będzie tak samo, zaraz znajdę się w domu, zaraz zacznie się mój ulubiony miesiąc. Tak to już jest z tym czasem, że się nie zatrzymuje i galopuje jak szalony czy tego chcemy czy nie.
Trzymajcie się, mam nadzieję, że wam weekend miło mija ;)
Wspaniale piszesz Magdaleno, czyta się jednym tchem! Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę kolejnych natchnień zamienionych na słowa! Miłego dnia! Piotr Paraniak
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje za miłe słowa, to naprawdę motywujące. Nie spodziewałam się, że Pan mnie czyta.
UsuńUsunęłam jeden komentarz, bo dodał się podwójnie.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń