Nie mogłam się zebrać do napisania tego posta, chyba potrzebowałam się trochę odciąć od tego wszystkiego. Niczym się nie martwić, nie mieć nic na głowie. Właściwie to nadal tego potrzebuje, ale zbiorę się w końcu i coś napisze, bo czas mija i mogę zapomnieć o czymś co było ważne.
Ostatni poniedziałek wraz z lekcjami i zajęciami. Nie byłam zadowolona z napisanego sprawdzianu z woku, za to matematyka poszła mi nieźle. Na ostatniej orientacji w tym roku szkolnym pani zrobiła mi sprawdzian z całego roku, żeby zorientować się ile pamiętam z tego roku. Zazwyczaj wtorki mamy anglistyczne, a ostatni wtorek z lekcjami był polonistyczny. Szaszłyki, które robiłam na kulinarnych wyszły mi świetnie. W środę okazało się, że ze sprawdzianu z matematyki mam 5 jako jedyna z klasy, trochę mnie to podbudowało i dało nadzieje, że może jakimś cudem poradzę sobie na matematyce rozszerzonej przez kolejne 2 lata. W czwartek poszliśmy całą klasą na Festiwal piosenki angielskiej, który co roku odbywa się w gimnazjum, niestety połowa wystąpień mnie ominęła, bo musiałam pójść do dentysty. Załapałam się na pięć ostatnich z czternastu, dobre i to. Odetchnęłam, kiedy zdałam słówka z angielskiego i dowiedziałam się, że jednak nie będzie już sprawdzianu z biologi. Na piątek została tylko historia, której jak się później okazało nie potrzebnie uczyłam. Można powiedzieć, że źle zrozumiałam pana, miałam szanse na piątkę, ale ostatecznie dostałam czwórkę. Dobrze, że do paska miałam jeszcze jedną ocenę w zapasie. W piątek mogłam ostatecznie odetchnąć i dać sobie już z wszystkim spokój. Może nie do końca z wszystkim czekało mnie jeszcze przedwakacyjne, dokładniejsze sprzątanie. W sobotę mogłam sobie wszystko odpuścić, nie myśleć o niczym i porządnie odpocząć. Wieczorem pojechałyśmy na grupowe ognisko do Izabelina, konkretnie na podwórko pani Marzeny. Po ognisku miałyśmy spać w namiotach, więc był to właściwie biwak. Skład był taki sam jak na wycieczce, brakowało tylko niestety pani Ani, która się rozchorowała. Siedzieliśmy przy ognisku, piekliśmy kiełbaski, ziemniaki, chleb, śpiewaliśmy, rozmawialiśmy. Atmosfera była naprawdę bardzo miła.
Palące się ognisko pokazane z bliska
Od lewej: Klaudia, Nikola i Oliwia stoją trzymając w rękach kije, na których nadziane są piekące się kiełbaski, których nie widać na zdjęciu, w tle las
Ja i Luiza siedzimy, uśmiechając się, w tle las
W namiocie właściwie nie spało się źle, tylko kiedy się obudziłyśmy było strasznie duszno i szybko trzeba było z niego wyjść. Przedpołudniem jedliśmy resztki, których zostało sporo z poprzedniego dnia. Koło 14 wróciliśmy do internatu, wykąpałyśmy się i zjadłyśmy obiad. Spakowałam się na wycieczkę i na 18 poszłyśmy na mszę. Początek wycieczki był niestety deszczowy (przez co niepotrzebnie zabrałam adidasy i kurtkę). Wyjechaliśmy z Lasek o 7:30, w Lublinie byliśmy koło 11. Lublin… miasto, w którym wcześniej byłam już trzy razy, które cieszyło i zachwycało mnie zawsze tak samo, a tym razem było zupełnie odwrotnie. Niesamowite ile może zależeć od spotkania z jedną osobą. Rozwalała mnie psychicznie myśl, że jestem w tym samym mieście, w którym jest Ala i że nie mam żadnej możliwości spotkania z nią. Myślałam jednocześnie o tych trzech razach, kiedy spędzałyśmy czas w tym zachwycającym mieście. Na całe szczęście miałam takie myśli tylko podczas jazdy busem, kiedy weszliśmy na KUL moje myśli zostały zajęte zupełnie czym innym. Okazało się, że na oprowadzaniu nas po części uniwersytetu, w której pomagają niedowidzącym i niewidomym nie będzie profesora, który miał to właśnie zrobić. Zastąpili go jego pomocnicy, którzy niestety podobno nie pokazali nam wszystkiego co trzeba, ale cóż dobre i to.
Siedzimy przy stole z lewej strony: Dima, ja, Luiza, z prawej Mateusz, Kamil, nad którym stoi pan tłumacząc mu coś, na stole papiery, Luiza trzyma w ręku specjalny długopis naciska nim kartkę
Stoimy na dziedzicu KULu, państwo, którzy pokazywali nam wszystko na uniwersytecie, siódemka naszsej klasy i pani Monika
Z KULu pojechaliśmy od razu do domu rekolekcyjnego w Nałęczowie, gdzie mieliśmy nocleg i posiłki, akurat w tamtym momencie na obiad. Kiedy się najedliśmy i odpoczęliśmy trochę pojechaliśmy zwiedzić chatę Stefana Żeromskiego.
Siedzimy w chacie Żeromskiego słuchając pani, która nas oprowadzała, przed nami stół i krzesła
Przed kolacją mieliśmy trochę czasu dla siebie, a kiedy ją już wszyscy zjedliśmy poszliśmy przejść się po mieście, zjedliśmy też w kawiarni ciasta i lody.
Jeden z budynków domu rekolekcyjnego
Siedzimy w jadalni jedząc kolację, z lewej: Mateusz, Dima, Piotrek, na szczycie Kamil, z prawej Luiza, ja i Paulina, na stole jedzenie
Siedzimy w kawiarni, Luiza, ja i Paulina, na stoliku 2 pucharki z lodami, sok, cola i 2 szarlotki
Drugi i jednocześnie ostatni dzień wycieczki rozpoczął się bardzo smacznym śniadaniem. Spakowani pojechaliśmy do Kazimierza Dolnego na wystawę, odprowadzali nas po niej trzej bardzo mili pracownicy. Oprócz obejrzenia obrazów mogliśmy też dotykać ich tyflografiki, a pewnym momencie usiedliśmy przy stołach i oglądaliśmy kopie rzeźb, które znajdują się za szybami. Na sam koniec lepiliśmy z gliny portrety.
Siedzę przy stole patrzę na łosia, dotykam go ręką, obok mnie stoi pan Jarek trzymając rogi łosia palcami, w drugiej ręce ma flakon, któ®y jest inna rzeźbą
Ja i Luiza siedzimy przy stole lepimy z gliny przed nami nasze rzeźby, a kawałek dalej sporo gliny
Kiedy wszyscy już skończyli poszliśmy na obiad, państwo, którzy nas oprowadzali po wystawie polecili nam pewne bardzo fajne miejsce. Ja wzięłam naleśniki z twarogiem i owocami, które prezentowały się następująco:
Mój naleśnik z twarogiem i owocami: borówkami, truskawkami, brzoskwiniami i kiwi
Siedzimy przy stole z lewej Paulina i ja, z prawej Luiza i pani Ewelina
Przeszliśmy się spacerkiem po kawałku Kazimierza, doszliśmy do naszego busa i ruszyliśmy do Lasek. Wycieczka była bardzo krótka, ale mimo to myślę, że udana. Doszłam do wniosku, że może nie zawsze dogaduje się z klasą, ale mimo to jesteśmy dobrą ekipą. Ta wycieczka nas trochę zintegrowała i mam nadzieje, że z czasem będzie coraz lepiej. Spędziłam bardzo miło wieczór w V, rozmawiając z Patrycją, poczęstowała mnie nawet swoja szarlotką, którą robiła na kulinarnych. Zdałam sobie sprawę, że bardzo mi tego brakowało, muszę robić tak częściej. W środę w szkole był już luz, poszliśmy na przedstawienie do gimnazjum, a potem był wykład o Chrzcie Polski. Wieczorem odbyła się moja pierwsza kolacja absolwentów, myślę, że to świetna inicjatywa i dobrze, że ma miejsce w naszym internacie. Kiedy wróciliśmy już do grupy Iza śpiewała nam swoje piosenki, tak na pożegnanie, bo następnego dnia wyjechała już do domu. Trudno było sobie uświadomić, ze minął cały rok, że Iza już prawdopodobnie nie wróci, bo idzie na studia. W czwartek rano przeżyłam ostatnią w roku szkolnym wizytę u dentysty, odetchnęłam kiedy usłyszałam, że mam poleczone już wszystkie zęby. Wcześniej nigdy bym nie pomyślała, że kiedyś uda mi się tego dokonać. Pożegnaliśmy w szkole absolwentów i poszliśmy na ślubowanie (ci, którzy szli w delegacji czyli ja też). Bardzo trudno było pożegnać się z Izą, ale pomogła myśl, że prawdopodobnie odwiedzę ją w wakacje. Moje pakowanie zajęło mi prawie 3 godziny i jakbyście zobaczyli ile miałam bagaży to na pewno byście się przerazili. Dobra przyznam się: 5 bardzo dużych toreb, plecak szkolny i walizka. Tata przyjechał wieczorem i poszedł spać do domku. Piątek, na ten dzień wszyscy czekali z utęsknieniem. O 8 stawiliśmy się na dużej sali starego internatu, aby podziękować Bogu za cały rok szkolny. Po mszy rozeszliśmy się do szkół, na szkolny holu odbyło się rozdanie wyróżnionych świadectw. Potem krótkie spotkanie z panią w klasie, pożegnanie z ważnymi dla mnie osobami np. Patrycją, bo spodziewałam się, że trudno będzie złapać ją w internacie i wreszcie wakacje!!!
Na moich kolanach leży moje świadectwo, przytrzymuje je ręką
Stoją z Patrycją na holu szkoły, za nami tylne wyjście, uśmiechamy się
W internacie trochę zajęło mi pożegnanie z wszystkimi i spakowanie do samochodu wszystkich bagaży, przed 12 ruszyliśmy w stronę Poznania.
Zakończę właśnie w tym momencie.
Ten rok był wyjątkowy, bardzo dużo przez ten czas się zmieniłam, myślę, że na lepsze, ale mogą znaleźć się też gorsze cechy. Poznałam naprawdę wielu wspaniałych ludzi, którzy pomogli mi wejść w to wszystko. Największe dziękuje zależy się pani Ani, bez, której w tym roku na pewno dawno już bym się załamała. Potrafiła rozwiązać każdy mój problem i przede wszystkim od razu go zauważyć, spytać co się stało. Dziękuje należy się też: Luzie, Izie, Klaudii, Natalii, Nikoli, Patrycji i wielu innym osobom, których właściwie nie ma co tutaj wymieniać. Jak już wcześniej wspominałam zrobiłam rzeczy, których bym się po sobie nie spodziewała, np. wyleczyłam wszystkie zębów, jestem bardziej otwartą na innych, część mojej nieśmiałości, gdzieś zniknęła. Jakoś dziwnie mi to wszystko brzmi, więc tak zakończę. W wakacje chce odpocząć od wszystkiego, wiec prawdopodobnie postów nie będzie regularnie, ale nie martwcie się na pewno nie odpuszczę sobie opisania ŚDMów i jakichś wyjazdów, które mi się przytrafią. Małymi krokami zbliżamy się do 10 tysięcy wyświetleń, wierze w was!!!
Bardzo dziękuje pani Oli i Natalii za zdjęcia ;)
Udanych wakacji
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz