Translate

sobota, 28 maja 2016

Majowe świętowanie

Planowałam napisać tego posta już jakiś tydzień temu, żeby później nie mieć zbyt dużo zaległości, ale oczywiście czas przeleciał tak, że nic mi z tego nie wyszło. Ciekawe czy będę pamiętać wszystko co chciałam, no okaże się. Już na wstępie mówię wam, że prawdopodobnie podzielę te trzy tygodnie na dwa posty, żebyście wy mieli co czytać, żeby post nie był zbyt długi i żebym ja się z wszystkim dobrze wyrobiła. Sobie życzę powodzenia, a wam miłej lektury!
Pierwszy dzień szkolny, pierwszy dzień matur, urodziny Luizy i Natalii.  Będąc w domu na majówce kupiłam dziewczynom prezenty. Luiza dostała trzy książki z naszej wspólnej ulubionej serii Jeżycjady, a Natalia etui w kształcie czekolady na iPada. W szkole czekała na nas niespodzianka, okazało się, że mamy sześć matematyk pod rząd (połowa przez matury, a połowa w planie), a na koniec był polski. Mi to właściwie szczególnie nie przeszkadzało, ale to dlatego, że jestem jedną z tych nielicznych, dziwnych osób, które lubią matematykę i liczenie sprawia im przyjemność, chyba, że coś nie wychodzi. Nigdy bym się nie spodziewała, ze ktoś dojdzie do wniosku, że z całej klasy akurat ja nadaje się na zagranie czarnego charakteru, a jednak :), tak właśnie takich rzeczy człowiek dowiaduje się na polskim, co to się dzieje. Strasznie dawno nie byłam na basenie, więc dobrze, że akurat tamtego dnia miałam czas, przepłynęłam koło 70 basenów, dobrze mi to zrobiło. W nagrodę czekała na nas impreza urodzinowa Luizy i Natalii. Hmm czy w czwartek wydarzyło się coś godnego opisania?? Raczej nie skoro nie przychodzi mi do głowy nic konkretnego. W piątek połowę lekcji spędziliśmy na dworze przed szkołą, pod jabłonkami, co było genialne. Spowodowane było to sporą ilością łączeń i oczywiście ładną pogodą. Popołudniu jak mi się to ostatnio często zdarza w piątki sprzątałam, żeby nie zostawiać sobie tego na sobotę, bo przecież kto normalny sprząta w urodziny?? Rano sobie trochę pospałam, kiedy pani Marzena przyszła na dyżur złożyła mi życzenia i wręczyła pięknego kwiatka. Zjadłam śniadanie, pani Marzena obiecała mi, że uczesze mnie we fryzurę w kształcie serca. Kiedy była w trakcie robienia, weszła Marta z rodzicami, co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Byłam przekonana, że to będą moje pierwsze urodziny bez rodziny, a jednak okazało się, że mam taką wspaniałą rodzinę, która mnie nie zostawiła i postanowiła przyjechać. Dostałam w prezencie zdjęcie psów, które Marta specjalnie zrobiła kilka dni wcześniej. Tara i Shelly cudownie się ustawiły i są na nim prześliczne. Zdjęcie w ramce stoi na moim biurku, więc spoglądam na nie kiedy tylko mam ochotę. Prezent dostała też cała grupa, a była nim wyciskarka do cytrusów. Niespodzianki ciąg dalszy ku mojemu jeszcze większemu zaskoczeniu w drzwiach grupy po raz pierwszy stanęli Mateusz i Gosia. Nie wierzyłam, że to wszystko się dzieje, że przyjechali specjalnie dla mnie i z radości się popłakałam. Nigdy nie zapomnę tego dnia i tamtej chwili, była bardzo wyjątkowa. Przed obiadem przeszliśmy się wszyscy po ośrodku oprowadzając Mateusza i Gosię, którzy byli tu pierwszy raz. 
Fryzura w kształcie serca, którą zrobiła mi pani Marzena, w tle widać zieleń 

Stoję uśmiechając się mam na sobie czarną sukienkę w białe serduszka 

Moje ulubione kwiatki czyli konwalie, białe, małe dzwoneczki i duże, zielone liśc
Od lewej: Mateusz, ja i Gosia, stoimy w fioletowych bzach uśmiechając się

Zjedliśmy wszyscy ze smakiem obiad i zaczęliśmy szykować moją imprezę urodzinową. Wyciskanie cytrusów na sok, układanie stołów, krzeseł, talerzy, kubków, to były czynności, którymi zajmowaliśmy się przez około godzinę. Świętować zaczęliśmy jakoś przed 15. Przyszły dziewczyny z grupy, których akurat na ten weekend zostało mało, konkretnie: Luiza, Natalia i Iza, oczywiście z panią Marzeną. Zaproszone zostały też siostra Jana Maria i siostra Dominika, a pani Ania, gdy przyszła na dyżur, dołączyła się do nas. 
W świetlicy internatu dziewcząt pochylam się nad stołem zdmuchując świeczki z mojego tortu, obok mnie stoi Luiza
Mój tort urodzinowy czyli ciasto marchewkowe w kształcie serca, napis z lukru 17 lat i braillowska 17 -tort zrobiony przez tatę

Siedzieliśmy dość długo przy ciastach i soku, bo aż do po 17 (co prawda nie wszyscy, ale…). Ze sprzątnięciem uwinęliśmy się szybko, w końcu im więcej osób pomaga tym lepiej. Na wieczór rozdzieliliśmy się: tata do domku, mama do sklepu, a Marta ze mną do internatu, żeby pomalować mi i Luizie paznokcie. Zupełnym wieczorem czekała mnie jeszcze jedna miła niespodzianka, a była to rozmowa z osobą, z którą chyba najbardziej chciałam pogadać, bo strasznie dawno w takiej ilości i sposobie tego nie robiłam (tak wiem, że to może trochę dziwnie brzmi, ale kto ma wiedzieć o co chodzi ten wie). Niedzielny poranek był bardzo przyjemny: tosty z serem i szynką na śniadanie oraz msza w laskowskiej kaplicy. 
Ja i pani Ania stoimy w grupowym salonie, uśmiechamy się

W kaplicy ksiądz Michał czyta coś z Pisma Świętego (prawdopodobnie Ewangelię), ołtarz nad nim krzyż, po prawej obraz Matki Boskiej Częstochowskiej 

Ja i tata wąchamy fioletowy bez

Powrót do internatu i wyciskanie cytrusów na sok, jednoczesna nauka obsługi maszyny. Po zjedzeniu obiadu poszliśmy na spacer do Puszczy Kampinowskiej, po którym rodzice i Marta się spakowali, wypili szybką kawę i pojechali. Trudno było się przenieść z powrotem do codzienności, jak zwykle było mi trochę smutno, a musiałam odrobić lekcje i się pouczyć. Pocieszało mnie to, że w nowym tygodniu były 4 dni chodzenia do szkoły, bo w piątek czekało nas święto ośrodka. W poniedziałek miałam swój cotygodniowy maraton, pomijając muzykoterapie, więc mogłam trochę wcześniej zjeść obiad. Pani Ania wpadła za mnie na świetny pomysł nauki na balkonie. Co prawda nie wiem czy mi to pomogło, ale na pewno było przyjemniej. Odłożyłam dla Patrycji ciasta, których zostało sporo po mojej mega imprezie. Gdyby była w weekend w internacie na pewno bym ją zaprosiła, więc pomyślałam, że będzie jej miło jak ją poczęstuje, a że zadzwoniła do mnie z rana w sobotę jako nieliczna to jej się w pełni należało. Dostałam od niej prześliczny kubek w kwiatki, który będzie mi się z nią teraz kojarzył, kiedy będę na niego patrzeć i pić w nim herbatę. We wtorek robiłam na kulinarnych łazanki, wyszły bardzo dobre. W środę mieliśmy kolejne lekcje na dworze pod jabłonkami, jedną wolną, a dwie matematyki, na dworze się zdecydowanie lepiej myśli. Minusem są jedynie odwiewające kartki. Środowe popołudnie poświęciłam całkowicie nauce na sprawdzian z fizyki, no poza zajęciami z panią Małgosią. Opłaciło mi się to w 100%, na całe szczęście sprawdzian poszedł mi bardzo dobrze i dostałam 5, a najlepsze jest to, że to był ostatni sprawdzian z fizyki w moim życiu :D. Poszłam do Luizy na kulinarne, żeby pomóc jej tylko z zaniesieniem zupy. Okazało się, że Pauliny nie będzie na zajęciach, a Piotrek, który był u Luizy na zupie wpadł na pomysł, że możemy w trójkę zrobić kulki ziemniaczane za nią. Pani Basia się zgodziła i odbyły się chyba jedne z najdziwniejszych zajęć, na których byłam. Luiza miała drugie kulinarne pod rząd, ja drugie w tym tygodniu, a Piotrek pierwsze w swoim życiu hehheh, tak było to naprawdę dziwne, ale przynajmniej nic się nie zmarnowało.  W piątek świętowanie rozpoczęło się od modlitwy przy grobie założycielki matki Róży Czackiej, po której przeszliśmy do kaplicy na uroczystą mszę. Kolejnym punktem programu była część artystyczna przygotowana przez siostrę Janę Marię. Przedstawienie tak jak się spodziewałam było wspaniałe, na pewno na długo je zapamiętam. Posiedzieliśmy trochę w szkole, okazało się, że nie mieliśmy zbyt dużo gości, pewnie dlatego, że Jabłonki znajduje się w dość dalekiej części ośrodka. Obiad był wyjątkowo w grupie, zjadłyśmy go z Luizą szybko i poszłyśmy do kawiarenki na lody. O mało bym nie zapomniała wspomnieć o tym, że dowiedziałam się o sobie kolejnej rzeczy, której bym się nigdy nie spodziewała usłyszeć… że jestem wampirem. Oczywiście było to powiedziane w żartach, tylko dlatego, że podobno zawsze mam zimne ręce, zapewne będę to długo pamiętać. Wracam do kawiarenki, siedzieliśmy sobie przed nią w niedużym gronie: ja, Luiza, pani Ola, jej siostrzenica Maja, Asia, Bartek, Jarek i Kamil, no w sumie może nie w niedużym, trochę nas tam siedziało. W każdym razie było bardzo przyjemnie. Potem dołączyły jeszcze Ania i Aneta. Czas zleciał nam szybko, jakoś 20 minut przed 16 poszliśmy w stronę szkoły muzycznej na popołudniowy koncert. Podział na dwie części był genialnym pomysłem, na początek były występy klasyczne, a później bardziej rozrywkowe. Na koniec przenieśliśmy się na dwór, aby wysłuchać występów dwóch zespołów. W jednym z nich grają dwie moje koleżanki z grupy Klaudia i Nikola, więc ich występ był mi szczególnie bliski. Kiedy wszystko się skończyło czekaliśmy na przywiezienie pizzy, na początku na dworze, a później, gdy zaczęło padać przenieśliśmy się do budynku. Dość sporo czasu minęło, ale nam to nie przeszkadzało siedziałyśmy sobie: ja, Patrycja, Klaudia i Iza rozmawiając, śmiejąc się, słuchając muzyki. Wreszcie się doczekałyśmy pysznej pizzy. Wracałyśmy do internatu oczywiście we wspaniałych humorach, dzień był naprawdę udany i było się czym cieszyć. Sobotni poranek minął mi na sprzątaniu i odrabianiu lekcji, ale za to popołudniu mogłam się rozerwać. Pani Ania z grupy V spytała mnie dzień wcześniej czy nie chciałabym pojechać z piątką do kina na „Wszystko Gra”, bardzo chętnie się zgodziłam. Tak, więc popołudnie miałam naprawdę udane, wieczór właściwie też, bo gdy wróciłyśmy z Patrycją i Pauliną nie mogłyśmy się nagadać i stałyśmy na korytarzu między grupami. W pewnym momencie stwierdziłyśmy, że to bez sensu i dziewczyny zaprosiły mnie do swojej grupy na kolacje. Tak wieczór był naprawdę miły. Czas niedzielny musiałam poświęcić zadaniom z matematyki i nauce chemii, a no i szykowaniu imprezy urodzinowej mojej i Nikoli. Poniedziałek mimo, że bez dentysty był dość aktywny i męczący, szczególnie, że raz działo się coś lepszego raz gorszego, ale tego nie będę w szczegółach opisywać. Może pochwalę się tylko, że grając chyba z trzeci raz w goalballa, a pierwszy raz na środku moja drużyna wygrała. Przejdę natomiast do urodzin, które udały się naprawdę dobrze. Wszyscy zaproszeni goście przyszli, no jeden z opóźnieniem, ale przecież liczy się, że był. Jakoś tak się wszystko ułożyło, że impreza była śpiewająca, właściwie prawie przez cały czas, któraś z dziewczyn coś śpiewała. Strasznie mi się to podobało i na pewno na długo mi to zostanie w pamięci, a w szczególności wykonania: Izy, Nikoli i Patrycji. Już myślałam, że w tamtym tygodniu będę miała mniej spraw szkolnych, ale okazało się, że dobrze by było gdybym poprawiła angielski, więc musiałam jeszcze powtarzać. Jakoś nie mogę sobie przypomnieć co ja właściwie robiłam we wtorek popołudniu, może dlatego, że jest już dość późno albo dlatego, że jednak nie umiem wszystkiego tak dobrze spamiętać. Wiem na pewno, że w środę popołudniu się pakowałam i powtarzałam słówka. W czwartek było mi trochę przykro, bo jednak nie udało mi się poprawić karkówki, pani zaczęła pytać część klasy z czegoś innego, zostawiła mnie na później i ostatecznie się zestresowałam. Pani stwierdziła, że napisze we wtorek, żebym nie pisała na szybko, bo zaraz musiałyśmy wyjść, żeby zdążyć zjeść obiad i się dopakować. 
Na tym kończę, bo gdybym zaczęła opisać naszą super grupową wycieczkę, to bym siedziała do bardzo późna, a tego nie chce. Musicie poczekać sobie teraz grzecznie w niepewności do momentu, kiedy znowu znajdę czas na napisanie dla was. Pewnie widzieliście wczoraj posta o zmianie wyglądu i komentarzach, a jeśli nie to znajdziecie go pod tym postem. Wracając jeszcze do anonimowych komentarzy to możecie je już śmiało dodawać i prosiłabym was, żebyście się podpisywali, bo bardzo chciałabym wiedzieć kto je pisze. 
A tak na deser nowy singiel jednej z moich idolek, o której z resztą było w poprzednim poście:


Do uczniów: pamiętajcie zostały 4 tygodnie damy radę!

Do maturzystów: odpoczywajcie należy się Wam!

Do pracujących: na pewno dacie radę jak zawsze!

Do wszystkich: udanej niedzieli!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz