Translate

piątek, 25 marca 2016

Marcowe dni

Na pewno jesteście bardzo zadowoleni, że właśnie zaczynacie czytać tego posta i nie mogliście się go doczekać. Teraz przyszedł czas na wytłumaczenie się z mojej strony. Niecałe dwa tygodnie temu w weekend podchodziłam dwa razy do napisania wam czegoś, kompletnie nie wiem dlaczego nie mogłam, nie umiałam. Brakowało mi słów, nie umiałam złożyć porządnych zdań, poukładać myśli, napisać tak jak zazwyczaj. Bardzo was za to przepraszam, ale nic na to nie poradzę. Mam nadzieję, że tym razem wolny czas połączy się z weną i napiszę coś dla was. Opiszę te tygodnie na tyle ile je pamiętam, o ile coś mi w głowie zostało. 
Tamta odległa już niedziela była szybka jak zawsze. Rano pakowanie, msza święta w kościele, obiad i w drogę. W internacie jak zwykle miłe przywitanie, dobrze było po miesiącu zobaczyć Luizę. Poniedziałek był bardzo szybki, basen na wf, ku mojemu zdziwieniu przepłynęłam 90 basenów, jak na mnie to dość dużo. Całkiem możliwe, że nigdy tyle naraz nie przepłynęłam. Przez swój pośpiech zgubiłam ręcznik, kompletnie nie wiem jak to się stało, miałam go i w pewnym momencie jakby wyparował. Szukałam go wszędzie chyba z dwa czy trzy razy, ale musiałam już iść, żeby się nie spóźnić do dentysty, więc odpuściłam. Wizyty w gabinecie stomatologicznym stały się dla mnie co tygodniowym rytuałem, dobrze, że mam taką możliwość, bo coś mi się wydaje, że inaczej z tym moim leczeniem byłoby ciężko. Na orientacji pani sprawiła mi miłą niespodziankę, przerobiłyśmy drogę do kawiarni Sweet Home w Izabelinie, co prawda nie mogłam nic zjeść, ani wypić, ale za to zobaczyłam jaki jest duży wybór herbat. Okazało się, że kiedy byłyśmy z panią Anią  jakiś czas temu w tamtej kawiarni pani nie zauważyła, że jest tam tyle herbat sypanych. Kiedy pani Aneta dowiedziała się, że nie piję kawy i jestem przekonana, że w Sweet Home jest mało herbat, musiała wejść ze mną i mi pokazać. Z autobusówki skręciłam w szpitalną, a potem na drogę główną i w stronę A300 na muzykoterapię. Marzec rozpoczęliśmy rekolekcjami, które były na temat księgi Jonasza. Prowadziła je grupa: ksiądz Piotr, pan Piotr i pan Czarek, który zajmował się śpiewem i grał na gitarze. Nasze rozmyślania rozpoczęliśmy mszą świętą o 9.00, w kaplicy. Przed południem mieliśmy trzy bardzo ciekawe konferencje. Od 14 do 16 była przerwa na obiad, a po południu była droga krzyżowa, dość krótka, ale bardzo mocno trafiająca. Popołudnie spędziłyśmy z dziewczynami bardzo miło, robiąc ciasto na urodziny Klaudii. Miałyśmy przy tym małą przygodę, Natalia nagle zorientowała się, że miska, w której miksowałyśmy ciasto ma dziurę i wylatuje z niej ciasto. Byłyśmy przekonane, że rozwaliłyśmy miskę przez zbyt duże obroty miksera. Całkiem możliwe, że po części tak było, ale kiedy opowiedziałam o tym mamie stwierdziła, że zapewne roztopiła się pod wpływem ciepłej czekolady. Na całe szczęście nie miało to wpływu na ciasto, a to tylko dlatego, że pani Ania, która miała z nami łączenie grup zauważyła, że w cieście jest kawałek miski i wyjęła go. Na pewno długo nie zapomnę tamtego po południa, wydaje mi się, że gotowanie czy pieczenie jest dobrą formą integracji. Środę rozpoczęliśmy śpiewająco - zajęciami z panem Czarkiem, następnie konferencja z panem Piotrem. Podczas przerwy śniadaniowej spacerowałam sobie z Patrycją po holu Domu Przyjaciół. Jejku gapa ze mnie nie napisałam, że większość zajęć rekolekcyjnych mamy w Domu Przyjaciół, co ważniejsze nie wspomniałam, że przez całe rekolekcje chodziłam z Patrycją, z którą umówiłam się na to przy którejś wizycie u dentysty, poznałyśmy się bliżej przy próbach do poloneza i do Jasełek, i jak zwykle z Luizą (chociaż nie zawsze). Wracam do sedna no, więc chodziłyśmy po tym holu, Patrycja czytała sobie swój psalm, który dostała chwilę temu od pana Dyrektora. Nagle spotkał nas pan Marek od historii i spytał czy nie chciałybyśmy śpiewać na akademii wspominającej żołnierzy wyklętych. Nie powiedziałyśmy nic, bo byłyśmy w szoku, więc pan pomyślał, że się zgadzamy i poprosił, żebyśmy poszły z nim do kawiarenki, żeby rozdzielić wersy piosenki, którą miałyśmy śpiewać czyli ballada o Rotmistrzu Pileckim, która brzmi tak:


Przed obiadem oglądaliśmy film „Apostoł” o muzułmaninie, która nawrócił się na religię chrześcijańską. Po pysznym obiedzie, na który były racuchy przyszła na zebranie redakcji gazety szkolnej pani Ola ze swoim psem Miętą, towarzyszył jej Kamil. Nabożeństwo pokutne rozpoczęło się o 16:30, żałuje, że niestety nie za bardzo wiem co na nim było, bo jego większość spędziłam w kolejce do spowiedzi. Kiedy wróciłam do grupy zaczynała się już impreza urodzinowa Klaudii. Ciasto czekoladowe, które zrobiłyśmy poprzedniego dnia z dziewczynami wszystkim bardzo smakowało, spędziliśmy razem miły wieczór. W ostatnim dniu rekolekcji mieliśmy dwie konferencje, potem była dość długa przerwa w czasie, której spacerowałyśmy z Patrycją. O 12 było przygotowanie do mszy. Eucharystia była… hmm nie wiem jak to opisać, po prostu poczułam, że te rekolekcje były dla mnie ważne, coś we mnie zmieniły i bardzo żałuję, że już się kończą. Nawet nie chciało nam się wychodzić z Patrycją z kaplicy, a kiedy wyszłyśmy stałyśmy z księżmi, z panami i paniami. Patrycja spytała księdza Piotra czy możemy zrobić sobie z nim selfie (ja bym się raczej na to nie odważyła), zgodził się, zdjęcie wygląda tak:
Od lewej Patrycja, ksiądz Piotr i ja (ucięta w połowie), cała trójka uśmiechnięta.

Po pianinie wstąpiłam do Luizy na kulinarne, spotkałam tam Patrycję, którą później zaprosiłam do nas do grupy, żeby ustalić co piszemy pod postem ze zdjęciem z księdzem. W piątek pan Marek spytał mnie na lekcji czy nie mógłby mi dać wiersza oprócz śpiewania ballady na role, powiedziałam, że może mi wysłać, że się zastanowię. Na próbie, która była po lekcjach okazało się, że to wiersz, ale śpiewany. Pan mi go puścił, brzmi tak:


Kiedy go wysłuchałam kompletnie nie wiedziałam co mam panu powiedzieć, bardzo mi się podobał, chętnie bym go zaśpiewała, ale niestety nie jestem na takim poziomie wokalnym, nigdy nie śpiewałam nic solo publicznie i na pewno stres by mnie całą zjadł. Wróciłam po zajęciach do grupy i powiedziałam o tym wszystkim pani Ani (jej zawsze mogę się wygadać, umie załagodzić sytuacje, poprawić mi humor i pomóc), naprawdę pani poprawiła mi humor. Mailowałam z panem w weekend i ostatecznie miałam zastanowić się czy chcę powiedzieć ten wiersz. Wieczorem w piątek robiłyśmy jabłka z kruszonką, kolejny raz przekonałam się, że uwielbiam gotować. Weekend miałam wypełniony sprzątaniem i nauką, Luiza pojechała z Natalią do Arkadii, a ja, żeby trochę odpocząć od nauki poszłam odwiedzić Patrycje do V, pokazałam jej śpiewaną wersje wiersza, jej też się podobała i namawiała mnie, żebym spróbowała. Niedzielę spędziłam na tłumaczeniu Luizie matmy, nauce chemii i czytaniu „Makbeta”. Wieczorem Patrycja wyciągnęła mnie na spotkanie do kawiarenki . Bardzo dobrze, że po mnie przyszła i że się jej to udało, bo przydała mi się chwila odpoczynku z wykładem księdza Sławka, pysznym ciastem, herbatą zimową i wspaniałym towarzystwem. Tydzień zaczęłam zupełnie nie jak ja, spóźniając się do szkoły przez to, że w drodze do niej uświadomiłam sobie, że zapomniałam zeszytu od matematyki. Byłam przerażona, kiedy przed wf pod A300 pani Ala zaproponowała mi przełożenie pianina na poniedziałek wieczorem, ale powiedziałam, że mogę, bo nie chciałam robić zamieszania. Później okazało się, że dobrze zrobiłam, bo miałam odwołaną orientacji i muzykoterapię. Na wf po rozgrzewce byliśmy na showdawnie, drugi raz w niego grałam i znów mi się bardzo podobało. Właściwie mogę się pochwalić, że ograłam całą klasę, ale to nic takiego, bo z chłopakami grałam bez opaski. Miałam pianino w jadalni, w sumie zajęcia teoretyczne też czasem trzeba mieć. Doszłam do wniosku, że czytanie nut nie zawsze jest proste. Wtorek był dla mnie bardzo trudnym dniem, tak jak myślałam sprawdzian z wosu nie poszedł mi dobrze, za to z testu z Makbeta jestem w miarę zadowolona. Z okazji Dnia Kobiet każda z nas dostała w szkole po tulipanie i róży. W środę okazało się, że wszyscy są przekonani, że będę mówić wiersz Asnyka „Miejmy nadzieje” na Akademii w piątek, a ja nadal nie byłam tego pewna. Ostatecznie na próbie zdecydowałam, że go powiem szczególnie, że mogłam się nim podzielić z Klaudią i Piotrkiem, dodatkowo niektóre zwrotki zostały wyeliminowane. Miałam przepyszny obiad: zupę ogórkową na stołówce i spaghetti, które zaproponowała mi Patrycja (robiła je poprzedniego dnia na kulinarnych). Wieczorem zorganizowaliśmy sobie sami próbę do apelu, przerażało mnie to, że on już za 2 dni, a ja jeszcze dobrze nie umiem tekstów i stresuje się przy każdej próbie powiedzeniu moich dwóch zwrotek wiersza. W czwartek mieliśmy próbę o 18:30, szło mi już chyba lepiej niż poprzedniego dnia. Z próby pobiegłyśmy z Patrycją na spotkanie do Światowych Dni Młodzieży. Byłam bardzo zmęczona i nie umiałam się skupić na rozważaniach, jak zwykle wszystko działo się zbyt szybko i intensywnie. Piątek strasznie się stresowałam, centralnie przed występem zapomniałam dwóch wersów i byłam pewna, że sobie nie przypomnę. Klaudia mówiła swoją kwestie i nagle mi się przypomniało, jakby mnie olśniło. Jak na to, że przygotowywaliśmy się dość krótko, to dość dobrze nam wyszło, były niestety problemy z podawaniem mikrofonu. Miałam przez to trochę wyrzuty sumienia, bo jako jedyna widząca z występujących byłam za to odpowiedzialna.
Od lewej Piotr trzymający mikrofon, Patrycja, ja, Mateusz, Klaudia, Nikola i Oliwia, którą widać od boku. Stoimy wszyscy za nami widać drzwi do szkoły, ścianę, na której wisi krzyż i godło.

Po południu uczestniczyłam pierwszy raz w ośrodkowej Drodze Krzyżowej, podobało mi się, bo lubię takie inicjatywy, oprócz rozważań, które akurat nie przypadły mi do gustu. Sobotę miałam mocno zajętą sprzątaniem, robieniem lekcji. Koło 15 była schola, na której okazało się, że mam śpiewać z Patrycją w duecie (już kolejny raz z nią śpiewałam co mnie bardzo cieszyło) 2 zwrotki jednej pieśni. Kiedy uporałam się z matematyką poszłam do Patrycji, żeby właśnie tę pieśń poćwiczyć. Wieczorem robiłyśmy placki z bananami, były też wyprawiane urodziny Izy, po których udało nam się nareszcie zrobić zdjęcie składu czarnego banana.
Od lewej Natalia, Iza, Nika, Klaudia i ja. Cała piątka uśmiecha się, siedzimy na dywanie przed łóżkiem, w tle widać ścianę, poduszkę leżącą na łóżku, a po prawej kawałek biurka, na którym stoi lusterko.

Niedziela minęła mi dość leniwie, na nic nie miałam siły, postanowiłam sobie odpocząć przed kolejnym ciężkim tygodniem. 

Postanowiłam, że opiszę wam te 2 tygodnie, żeby post nie ciągnął się w nieskończoność. Za jakiś czas prawdopodobnie po świętach opisze dla was kolejne dwa tygodnie. Mam nadzieje, że jesteście z tego zadowoleni i wam to pasuje. Postanowiłam urozmaicić posty filmikami (z nadzieją, że będą się odtwarzać). Dzisiaj wyszedł pierwszy singiel jednej z moich ulubionych piosenkarek, która dopiero rozpoczyna swoją solową karierę. Większość tego posta pisałam właśnie z tą piosenką i myślę, że po części dzięki niej go napisałam. Dodaję ją wam tutaj, będąc bardzo ciekawa czy was zachwyci tak samo jak mnie. 


Życzę wam wszystkim Wesołych Świąt, spędźcie je w rodzinnej miłej atmosferze, pamiętając o najważniejszym - Zmartwychwstaniu Jezusa, poczujcie je całym swoim sercem.