Translate

czwartek, 24 września 2015

Czas zbyt szybko leci

Wstyd się przyznać, że ostatni post był tydzień temu w środę. Brakuje mi po prostu czasu, tyle się dzieje, wszystko tak szybko leci. Doszłam do wniosku, że nie będę opisywać tych 8 dni po kolei jak poprzednio, bo nie dałabym raczej rady. Postaram się zrobić to skrótowo, chociaż dobrze wiem, że mi to nie wyjdzie.

CZWARTEK I PIĄTEK
Czwartek, jeju jak to było dawno, aż tydzień minął. Próbuję sobie przypomnieć co działo się w szkole, ale niestety nie pamiętam. Skoro nie pamiętam to znaczy, że nie było to nic ważnego, za to po szkole, trochę się działo. Obiad był wyjątkowo w grupie, pierwszy rosół w Laskach :D Prawie od razu poszłam na próbę scholi, msza, przedstawienie i kolacja z okazji Święta naszego Domu św. Stanisława Kostki.
Na koniec dnia musiałam się spakować. W piątkowy poranek musiałam wstać trochę wcześniej, bo trzeba było umyć jeszcze łazienkę. Lekcje minęły mi w miarę szybko, mama odebrała mnie ze szkoły, załapała się na imieniny szkolne (w tym moje).

CZAS SPĘDZONY W DOMU
Dopakowałam się, zjadłam jeszcze obiad w internacie i idziemy, jedziemy: autobus, tramwaj, pociąg. Na dworcu w Poznaniu byłyśmy jakoś przed 19. Babcia i dziadek czekali na nas. Tata w domu z ciastkami, wszyscy przywitali mnie bardzo miło. Jak weszłam do swojego pokoju i stanęłam obok swojej półki to bardzo się wzruszyłam. Sama się tym zdziwiłam, ale no jakoś tak. Zrozumiałam chyba, że chciałabym być w dwóch miejscach naraz, a to przecież niemożliwe. Pojechałyśmy z Martyną i mamą autobusem do kuzynek na parapetówkę. Ech, miało być skrótowo… Marta przyjechała po nas rano w sobotę koło 10. Minęło troche czasu zanim wszscsy zebraliśmy się na grzybobranie (impreza organizowana co roku przez znajomych mojego taty). Wcześniej specjalnie nie chciałam przyjeżdżać w ten weekend, bo bardzo nie lubię tego grzybobrania, zawsze się tam nudzę, ale wyszło jak wyszło. Wróciliśmy około 0:00, bardzo zmęczeni poszliśmy spać. W niedzielę byłam na dwóch mszach w szkole, niesamowicie było znów odczuć tą mszalną, pijarską energię, której tak mi brakuje. Nie będe opisywać co to znaczy, bo nie umiem, kto był to wie, chociaż może nie każdy ma takie odczcia jak ja. No i msza w mojej ukochanej parafii Karola Boromeusza, za mojego dziadka Stefana, minęło już 27 lat, jak nie żyje. Na 15.00 pojechaliśmy do rodziny Hani(dzewczyny mojego brata Marka), żeby się z nimi poznać, było bardzo miło i sympatycznie. Poniedziałek był dniem zakupów. Kupiłam 2 pary jeansów, których mi tak ostatnio brakowało. Potem pojechałyśmy do szkoły spotkałam się z moimi wspaniałymi nauczycielkami z gimnazjum: panią od polskiego i wychowawczynią, która uczyła mnie matematyki. Dobrze było je zobaczyć po tych trzech miesiącach, trochę mi ich brakuje i szkoda, że już mnie nie uczą, ale są nowi nauczyciele i taka jest kolej rzeczy. Pociąg miałyśmy jakoś przed 15.

WTOREK
To był straszny dzień, nie miałam ani chwili dla siebie, a mówienie koleżanek, że trzeba się do tego przyzwyczaić, bo tak już będzie, nie pomagało. Wstanie o 6:10, szykowanie śniadania dla całej grupy, szkoła, pianino, obiad, robienie pizzy, robienie lekcji.

ŚRODA
Wczoraj miałam kartkówkę z matematyki, chyba nie poszła mi bardzo źle, zobaczymy. Pierwsze zajęcia na basenie, okazało się, że pływam na torze z Klaudią, więc łączy mnie z nią coraz więcej: dyżur, wymiana na kulinarnych i teraz to. W sumie fajnie było oprócz końcówki, ale mam nadzieje, że nauczę się pracy ramion do żabki. 

CZWARTEK
Dziś właściwie nie ma o czym pisać, oprócz kolejnego apelu na holu i kartkówki z polskiego. Naprawdę same nudy, nic nowego, zajęć żadnych nie mam.

Przepraszam, że to tak skrótowo, bardzo nad tym ubolewam, ale nie mam wyjścia, dobrze, że jest choć coś. Boję się, że za jakiś czas wcale nie będę miała kiedy pisać postów :( Wyświetlenia spadły, a to dlatego, że nie piszę, no cóż mam za swoje. Piszcie o czym byście właściwie chcieli, żebym pisała, bo dochodzę powoli do wniosku, że takie opisywanie dnia już nie ma sensu. Dni stają się takie same, bardzo podobne, nie w nich już nic szczególnego.
Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają. Już jesień ...

15 dni do weekendu z Alą <3<3<3


8 dni do weekendu z siostrami :D

środa, 16 września 2015

Trochę problemów, ale nie jest źle

Mój największy problem - jak nazwać tego posta? No dobra może nie największy, bo te dni nie były wspaniałe. Nie będę od razu pisać, że były okropne,  bo to też nieprawda ale… Co ja będę tu pisać sami przeczytacie o tym za chwilę. 

                                                   PONIEDZIAŁEK

Już nie wiem jak zaczynać pisać o każdym dniu, żeby nie było tak samo. W tym tygodniu na szczęście nie mam żadnego dyżuru. Poranek - jak zawsze - wstaję, szykuję się, jem śniadanie i wychodzę do szkoły. Pierwszą lekcją był WOK, ale przed nim okazało się, że mamy apel na holu. Nie spodziewałam się, że pierwszy ochrzan od dyrektora nastąpi tak szybko. Nie będe tu pisać co się stało, bo tak naprawdę ja sama nie mam pojęcia do końca co miało miejsce. W każdym razie czułam się okropnie, jakbym to ja coś źle zrobiła. Mieliśmy pierwszą biologię i chemię z tą samą panią, bardzo miła i sympatyczna. Kolejna lekcja niemieckiego, postanowiłam, że nastawię się pozytywnie i nawet ta lekcja nie była taka zła.  Przeżyłam dwie matmy i czekał mnie wf. Okazało się, że zamiast dwóch wf-ów miałam jeden. Wróciłam do internatu, zjadłam obiad  i szybciutko na orientację. Najpierw zrobiłyśmy sobie listę budynków, miejsc, które są w Ośrodku. Kiedy skończyłyśmy poszłyśmy do A300, to budynek Szkoły Muzycznej i Warsztatów dla Zawodówki i Technikum. Poznałam cały budynek, teraz już mniej więcej wiem, gdzie są jakie sale. Na przykład nie miałam pojęcia, że tam jest studio nagrań. Powrót do internatu, chwila odpoczynku i na muzykoterapię. To kolejny minus dzisiejszego dnia. Nie chcę jakoś wielce źle mówić o pani, zajęciach,  ale…. Przepraszam bardzo na muzykoterapii raczej się nie rysuje, po prostu czuję się na tych zajęciach jak w przedszkolu. Strasznie dawno nie rysowałam i jakoś nie żałuję, bo nie mam na to ochoty. Szkoda, że zostałam zapisana na te zajęcia bez mojej zgody, bo mogłabym zamiast nich mieć dłużej orientację (którą będę miała tylko godzinę). Kolacja i odpoczynek, bo byłam jakoś zmęczona sama nie wiem czym.

                                                       WTOREK

Kolejny wtorek i kolejny dzień dziwnego planu. O czym, by tu napisać. Na lekcjach nie działo się właściwie nic ciekawego, poza polskim na którym mieliśmy kartkówkę z lektury. Pani mi ją już sprawdziła i mam 4, mogło być 5, ale niech będzie. W sumie „Król Edyp” to dość trudna lektura do zrozumienia.  Pani Monika na ostatnim (piątym angielskim, bo zamiast wychowawczej oczywiście też był angielski) stwierdziła, że sprawdzi jeszcze raz nasz poziom. Czytaliśmy i tłumaczyliśmy dość trudny tekst. Byłam pytana jako ostatnia, głowa mnie tak bolała, że nie wiedziałam co tłumaczę. Pani powiedziała, że dopyta nas jeszcze w czwartek, żeby podzielić nas na grupy. Od razu po lekcjach miałam mieć pianino, ale okazało się, że pani się spóźni i przyjdzie do mnie, do internatu. Zjadłam obiad i przyszłam do pokoju robić matematykę. Okazało się, że zajęcia będę miała w starym internacie w salce z pianinem i co nietypowe - rowerami. Lekcja mi się bardzo podobała jak zwykle, powoli, powoli się uczę. Mam nadzieję, że szybko będę to wszystko zapamiętywać. Zamiast kolacji poszłyśmy z Luizą do Klaudii na frytki, bo zrobiła bardzo dużo na zajęciach kulinarnych.

                                                          ŚRODA

To teraz czas opisać dzisiejszy dzień. Rano się dość szybko wyrobiłam, ale zagadałam się trochę z panią Anią, a potem z siostrą Janą Marią, więc wyszło na to, że do szkoły doszłam jak zawsze. Najpierw 2 PP, 2 matematyki, informatyka i tu się zatrzymajmy. Jestem taka zła nie wiem właściwie na co, na siebie, na komputer na którym pracuję na lekcji czy coś jeszcze innego. Mieliśmy zaplanować wycieczkę, ja z Luizą do Pekinu pociągiem. Najpierw włączam mapy Google, wyznaczam trasę z Warszawy do Pekinu, robię screena ekranu. Włączam Painta chcę to wkleić i co???!! Nie ma, potem szukam połączenia pociągiem nie mogę znaleźć. Komputer mi się ciągle zawiesza, internet wolno chodzi, wszystko mi się myli, bo przecież teraz pracuję na IOS. Dzwonek dzwoni, myślę no dobra nie dałam rady, pewnie to tylko praca na lekcji zrobię to na następnej czy coś. A tu pan wpisuje oceny, co dostałam ??! 3! Pan stwierdził, że my wszystko umiemy zrobić sami i tak od razu nas ocenił. Nie spodziewałam się tego zupełnie, ale przecież już nic na to nie poradzę. Boję się tylko, że będę miała 3 na semestr, a wcześniej byłam taka dobra z informatyki. Trochę nudny WOS i wyrównawczy niemiecki…. Znowu byłam bardzo zmęczona, bolała mnie głowa, nie do końca wiedziałam co się dzieje. Znowu myślę, że sobie nie poradzę z tym niemieckim. W dodatku pani zadała nam pracę domową, której kompletnie nie umiem zrobić. Obiad w internacie, odrabianie lekcji i pizza na wczesną kolacje. Zaraz będzie adoracja, bo jutro Święto Domu, a to dlatego, że jest Świętego Stanisława, patrona internatu dziewcząt.

Już po adoracji, więc stwierdziłam, że dopiszę kilka słów o niej. Przypomniało mi się jedyne czuwanie, na którym byłam u Pijarów, było trochę podobnie, ale jednocześnie inaczej.
Tu w Laskach jest ten specyficzny klimat, nie chodzi mi tylko o miejsce, ale naszą całość, jedność, grupę. W tym przypadku internat dziewczyn: wychowanki, wychowawców, wszyscy pracownicy, Siostry Franciszkanki - tworzymy razem coś pięknego.
Szczególnie przy adoracji czuje sie tą jedność.

Tak jak obiecałam realizuje prośbę.
Ciociu, oto zdjęcia z pokoju, łazienki i salonu:













Ustawiłam  możliwość komentowania z anonima, więc teraz możecie komentować anonimowo i się podpisywać na końcu (może będzie łatwiej).
Mam ogromny dylemat, może mi doradzicie. Wracać do internatu bardzo późno wieczorem w niedzielę czy wracać w poniedziałek po południu? Już prawie zdecydowałam się na poniedziałek, bo lekcje jakoś bym nadrobiła, ale okazało się, że zaczynam dyżur jadalniany od nowego tygodnia i będę musiała się wszystkiego nauczyć. Przecież nie zostawię Klaudii z tym wszystkim samej. Jak nie zrobię będzie źle. 

23 dni do weekendu z Alą <3<3<3


2 dni do weekendu z rodzinką :)

niedziela, 13 września 2015

2 zwyczajne dni + weekend z tatą

Dni lecą jakby to były godziny czwartek, piątek, sobota, niedziela, a zaraz zacznie się kolejny tydzień. Chyba mogę uznać to za zaletę, bo coraz bliżej do piątku. 

                                         CZWARTEK
Ranek jak co dzień wstajemy o 6:30 ubieramy się, zbieramy, jemy śniadanie i do szkoły. Pierwsza lekcja to niemiecki, po środzie bardzo się bałam. Kiedy skończyła się lekcja mój tok myślenia był znów taki sam - nie poradzę sobie no bo jak ? Niby jaki pani ma na mnie plan? Ale dzisiaj stwierdziłam, że nie ma się co przejmować, skoro pani zdecydowała, że mam mieć lekcje z klasą to znaczy, że wie, że da się to rozwiązać i że mi to pomoże. Religia, bardzo lubię lekcje z księdzem, są ciekawe. Ogólnie zawsze lubiłam religię, bo przecież chrześcijanie chcą wiedzieć coraz więcej o swojej wierze, chcą ją pogłębiać. Patrzymy na różne rzeczy z własnej perspektywy, co nie znaczy, że ona jest zła, przecież każdy może mieć swoje zdanie. A teraz czas na opisanie mojej drugiej lekcji fizyki w liceum. Trudno w to uwierzyć, ale byłam aktywna na lekcji i dostałam 2 plusy, a miałam przecież na koniec roku w Gimnazjum ledwo 4 z fizyki. Siostra nawet na koniec lekcji mnie pochwaliła. Mieliśmy mieć dwa angielskie, ale okazało się, że będą 3, bo zamiast polskiego będzie też angielski. Pierwszy raz miałam 7 godzin angielskiego w jednym tygodniu. Moimi jedynymi zajęciami dodatkowymi dziś było pianino, więc po obiedzie i chwili odpoczynku ruszyłam znów Lipówką do szkoły muzycznej (tak zwanego A300). Lekcja była niestety krótka, bo pani przedłużyła lekcje z poprzednim uczniem i moja trwała z 15, może 20 minut, no ale cóż zdarza się. Jak wróciłam z fortepianu postanowiłam, że zrobię zadania z matematyki, udało mi się wykonać wszystkie oprócz jednego. Zjadłam pyszną kolacja czyli grzanki na słodko. Nigdy czegoś takiego nie jadłam, można powiedzieć, że coś w stylu racuchów tylko grzanki, chociaż może nie, nieważne. 

                                            PIĄTEK
Ostatni dzień lekcji w tym tygodniu. Naszymi lekcjami dziś były: religia, polski na którym była matma, 2 historie zamiast, których były 2 wosy, geografia i na koniec edb. Nie wydaje mi się, żeby działo się coś szczególnego, oprócz tego, że na wosie nie mogłam się skupić, ale to chyba dlatego, że bardzo nie lubię polityki. Na obiad mieliśmy ryż z twarożkiem, śmietaną i jabłkami (danie na słodko). Na terapii widzenia pani pytała mnie jak widzę, żeby wpisać sobie to gdzieś, żeby to wiedzieć. Zdecydowałam się, że pójdę na scholę, zawsze chciałam śpiewać w kościele na mszach, sama nie wiem czemu, ale bardzo mi się to podobało i podoba nadal. Scholę prowadzi jedna z moich wychowawczyń pani Marzena. 

                                    SOBOTA
Obudziłam się około 8, ale wstałam przed 9, bo kończyłam słuchać lektury - "Król Lir" (zaczęłam ją wczoraj). Bardzo krótka, ale w dziwnym języku, trudno ją zrozumieć. Na śniadanko zjadłam sobie płatki z mlekiem no i do pracy. Przecież musiałam posprzątać przed przyjazdem taty. Wyczyścić meble w swoim pokoju i meble w salonie, wstawić z Luizą pranie. Zostało mi jeszcze odkurzenie salonu, pokoju i łazienki. Tata zastał mnie w momencie odkurzania łazienki i musiał poczekać jeszcze aż odkurzę salon. Pojechaliśmy do  galerii handlowej Arkadia, kiedy tam weszłam od razu przypomniało mi się spotkanie z Lodo 9 maja, te emocje, ta wielka kolejka, ten moment kiedy z nią rozmawiałam, pamiętam dokładnie wszystko. Zjedliśmy obiad, wstąpiliśmy do sklepu kupić kilka rzeczy i do kina. Filmem na który się udaliśmy był „Mały książe”, zakładam, że każdy kto czyta ten wpis zna tą książkę, a jeśli przypadkiem zdarzyłoby się tak, że ktoś nie czytał to polecam gorąco, przekazuje wspaniałe wartości. Zatem wróćmy do filmu była to mieszanka książki „Mały książę” z hmm jak to nazwać historią pewnej dziewczynki. Podobało mi się to, bardzo fajny pomysł, ciekawie przedstawiony, tylko był to trochę dziecinny film, ale taki przecież chyba miał być. Ostatnim naszym celem był deser czyli pyszne lody, w moim przypadku były czekoladowe, a tata miał czekoladowe i orzechowe. Wróciliśmy do internatu, tata miał nocleg w grupie IV czyli po drugiej stronie internatu niż ja. Śmiesznie, bo jestem pod Warszawą prawie 2 tygodnie, a w samej Warszawie byłam dopiero wczoraj.

                                    NIEDZIELA
Poprosiłam dziś rano panią Marzenę, żeby mnie uczesała naprawdę ładnie jej to wyszło.
Efekt macie tu:



Zdjęcie nie jest doskonałe, ale chodzi tylko o to, żebyście zobaczyli jak wyglądała fryzura. Poszłam z panią Marzenką i Anią wcześniej do kaplicy, żeby jej pomóc rozłożyć wszystkie sprzęty. Zrobiłyśmy wszystkie razem próbę, no i rozpoczęła się msza. Po Eucharystii poszłam z tatą do internatu oddałam mu rzeczy, które ma wziąć i poszliśmy sobie na spacer. Wróciliśmy na obiad, zjedliśmy go jeszcze wspólnie i musiałam się pożegnać z tatą. Każdy chyba wie, że pożegnania są trudne i smutne, a teraz przecież będe żegnać się tyle razy. Na przykład w piątek jadę do domu, będzie super świetnie, ale w poniedziałek będe się musiała z nimi znów pożegnać, no cóż taki mój los. 



Bardzo wam dziękuje za te 6 komentarzy (chociaż połowa jest od taty), liczę na więcej przy następnych postach, dla was to kilka minut, a mnie bardzo bardzo cieszą miłe słowa, które mi piszecie.
Trzymajcie się wszyscy, zaczynamy jutro nowy tydzień, byleby przetrwać do piątku, bo przecież pojadę do domu !!!   A tak nie pisałam, że zaczęłam mocniej tęsknić za domem, we wcześniejsze dni nie było jeszcze tak źle, a ostatnio jakoś tak no… Dobrze, że jadę w ten piątek, bo kolejnego tygodnia bym już chyba nie zniosła. Najgorzej mi jest jak słyszę co oni robią - na przyklad dziś spotykają się razem rodzinnie jak często w niedzielę, a mnie tam nie ma :(
Dobra będe sobie powtarzać, że dam radę i przecież po coś tu jestem i jest mi tu świetnie. Nauczyłam się dodawać zdjęcia i filmiki, więc piszcie co byście chcieli zobaczyć to postaram się spełnić wasze prośby. 

26 dni do weekendu z Alą <3 <3 <3

5 dni do weekendu z rodzinką :)

środa, 9 września 2015

Pierwsze dni zajęć dodatkowych

Nawet nie pamiętam na czym skończyłam ostatnio, może nie było to bardzo bardzo dawno, bo kilka dni temu, ale troche czasu minęło. Doszłam do wniosku, że nie będe wszystkiego szczegółowo opisywać, bo nie dam rady. Niedziela jakby tu ją opisać, poszłyśmy do kościoła na 9:30. Potem pisałam prace z historii, był obiad, odpoczywałam sobie, korzystałam z ostatnich chwil weekendu.
Poniedziałek znów trzeba było wstać rano i wyszykować się do szkoły, zjeść śniadanie i w drogę. Aleja lipowa jest naprawdę prześliczna i za każdym razem, kiedy się nią idzie wygląda inaczej, niesamowite! Aa tak aleja lipowa to dłuuuga aleja, którą idzie się do Jabłonek czyli części w której jest liceum. Szliśmy do szkoły nie wiedząc jakie mamy lekcje, okazało się, że mamy dwa zastępstwa, bo nie ma pani od chemii i biologi (jedna uczy obu przedmiotów). Potem było okienko, wok, wos i na koniec fizyka. Powrót do internatu na obiad, moja pierwsza orientacja z przemiłą panią Anetą. Dostałam własną podpisaną laskę i przypomniałam sobie techniki chodzenia z nią. Następnie zajęcia muzykoterapii.


Wtorek kolejny dzień, najdziwniejszy plan na świecie, chyba nikt nigdy takiego nie miał. Mieliśmy: angielski, angielski, polski, polski, angielski, angielski i godzinę wychowawczą z panią od angielskiego, zamiast 2 polskich były 2 matmy, bo pani wyjechała z 2LO na Litwę. Mimo, że przesłuchanie miałam dopiero dzisiaj (czyli w środe) już wczoraj odbyły się moje pierwsze zajęcia z fortepianu, było genialnie! Najpierw grałam  krótką melodyjkę na czarnych klawiszach (nie znam jeszcze ich fachowych nazw), pani uczyła mnie też jak kłaść palce na klawiaturze, jak uderzać w klawisze. Na koniec grałyśmy gamę, niesamowite było też to, że na początku zajęć była burza, a na końcu świeciło słońce, może to jakiś dobry znak. Przyszłam do internatu, zjadłam obiad i poszłam na zajęcia kulinarne, gdzie robiłam frytki. Trzecia już przemiła pani, jeju jak to dobrze, że trafiły mi się same tak miłe hmm w pewnym sensie nauczycielki.
Dziś rano było dość zimno i była mgła, najpierw mieliśmy 2 PP (podstawy przedsiębiorczości), 2 matematyki, informatykę i znów matematykę na koniec wos. Ja zostałam jeszcze na dodatkowym niemieckim, bo przecież nigdy nie uczyłam się tego języka, więc muszę chodzić na te zajęcia. Gdy dobiegł koniec lekcji byłam przerażona, ciekawe jak naucze się czytać, wymawiać, pisać. Naprawdę ledwo się nie popłakałam na tej lekcji, jak słyszę niemiecki to się wzdrygam i nadal nie wyobrażam sobie nauki tego przedmiotu. Byłam już w szatni, kiedy zauważyłam, że dzwoni do mnie pani od pianina. Okazało się, że mogę mieć teraz przesłuchanie, byłam przerażona, bo nie byłam w zbyt dobrym stanie (po niemieckim), ale jakoś udało mi sie to zmienić. Przesłuchanie trwało no może z 3 minuty, rzeczywiście tak jak pani Ala mówiła była to tylko formalność. Wracałam na obiad bardzo szczęśliwa, będe mieć 2 razy w tygodniu pianino, na początku miało być po pół godziny, ale pani stwierdziła, że we wtorek zrobi mi godzinę :D Nie miałam dziś żadnych zajęć, zrobiłam trochę matematyki. Aa no przecież nie pisałam o masie zadań, które dostaliśmy we wtorek jako zadanie domowe, na szczęście dopiero na poniedziałek. Będe sobie je dzielić na części i mam nadzieje, że uda mi się je zrobić. Nie pisałam też, że mam od poniedziałku dyżur koszowy czyli odkurzam salon i wynoszę rano śmieci, wymieniam się z koleżanko raz robię to raz to.

Nie wiem jak to się stało, ale mam już pod 1000 wyświetleń! To niesamowite!!!
Tak chciałam napisać nie szczegółowo, a wyszło jak wyszło, no tak przecież nie umiem pisać bez szczegółów. Chciałabym was prosić, jeśli macie taką możliwość napiszcie mi choć jeden komentarz. Chciałabym wiedzieć kto czyta moje wpisy (jeśli nie macie konta Gogle napiszcie z anonima i się podpiszcie). Proszę to dla mnie ważne. Napiszcie co u was słychać, jak żyjecie, jak podobają wam się moje posty.

Miesiąc do weekendu z Alą (oby się udało) <3<3<3


9 dni do weekendu z rodzinką :)

sobota, 5 września 2015

Kolejne dni w Laskach

Jakoś nie mogłam się zebrać, żeby zacząć pisać no, ale już się udało. 
Czwartek to był pierwszy dzień, gdy mieliśmy wszystkie lekcje w planie. Prawie na wszystkich lekcjach przedstawialiśmy się nauczycielom. Najpierw był niemiecki, okazało się, że pani jest Niemką i mieszka w Polsce od dawna. Prawdopodobnie oprócz zajęć z klasą będę miała też dodatkowe, bo przecież nie uczyłam się niemieckiego wcześniej. Potem mieliśmy religię, ksiądz, który nas uczy jest wielkim fanem piłki nożnej i uwielbia gotować sushi. Strasznie mnie to dziwi, ale jest bardzo sympatyczny. Kolejnymi lekcjami były 3 angielskie pod rząd, niby jedną z nich miała być wychowawczą, ale pani stwierdziła, że nie ma co tracić czasu. Ledwo przeżyłam te lekcje, bo robiliśmy akurat zadania takiego typu jakiego nie lubię, a co będzie jeśli będę miała 4 lekcje pod rząd, bo są szasne, że będe miała tyle. Ostatnimi lekcjami były dwie matematyki, nie do końca rozumiałam temat, ale jakoś to było. Powrót do internatu, obiad i zwyczajne popołudnie. O 20 mieliśmy zebranie grupy, panie czytały nam wszystkie zasady i tak dalej. Byłam przerażona ilością obowiązków, nawet ich wszystkich dokładnie nie zapamiętałam, ale co zrobić - trzeba to trzeba. Będę w parze dyżurowej, jeśli można to tak nazwać, z Klaudią.
W piątek mieliśmy 8 lekcji: religię, polski, 2 historia, 2 w-fy, edb i gegrafie. Na większości przedmiotów robiliśmy już notatki, a na niektórych jeszcze poznawaliśmy nauczycieli. Pan od historii wydaje się być bardzo fajny i sympatyczny. Podobno prowadzi ciekawe lekcje, z czego bardzo się cieszę, bo są duże szasne na to, że coś z nich wyniosę. Po lekcjach miałam czekać na panią od szkoły muzycznej, niestety się z nią minęłam, gdy zjadłam obiad ona przyszła do grupy i umówiłyśmy się, że przesłuchanie do szkoły muzycznej będę miała w środę. Potem stwierdziła, że może sama mnie sprawdzić, żebym wiedziała jak to wygląda. Doszła do wniosku, że się nadaje, ale musze przejść przesłuchanie z całą komisją. Niby to o co pani mnie prosiła, podczas tego niby przesłuchania nie było trudne, ale jak będę sie denerwować w środę to może mi nie wyjść, a przecież o graniu na pianinie marzę od kilku lat i strasznie bym tego chciała. 
Dziś sobota można było pospać trochę dużej, najpierw śniadanie, a potem sprzątanie. Podzieliłyśmy się z dziewczynami ja pościerałam kurze ze swoich mebli, umyłam prysznic i podłogę w pokoju, w sumie nie było to trudne zadanie. Dziś obiad zjadłyśmy wcześniej, na ten moment to właściwie tyle. Teraz pewnie spróbuję zabrać się za matematykę, ciekawe jak mi pójdzie.
Co do zdjęć to próbowałam je dodać i dlatego pewnie wszyscy widzicie te kwadraciki, wychodzi na to, że się nie dodały, więc na razie dam sobie spokój. W sumie i tak nie mam czego dodawać.

Miłego weekendu wszystkim!

środa, 2 września 2015

Rozpoczęcie roku i pierwszy dzień lekcji

Piszę to już trzeci raz, jeśli jeszcze raz mi się przez przypadek usunie to dziś się poddaję, ale jak to mówią do trzech razy sztuka.
Pierwsza moja pobudka w internacie miala miejsce wczoraj o 8:30. Ubrałam się, uczesałam
i poszłam z mamą pod kaplicę, żeby pożegnać się z tatą, który wyjeżdżał już dalej w trasę. Poszłyśmy do kaplicy na Mszę, potem do dużej sali na uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego. Udałyśmy się do szkoły, moją wychowawczynią jest pani od angielskiego, która będzie w szkole tylko w 2 dni w tygodniu, więc będzie też pani psycholog w zastępstwie. Moja klasa liczy 8 osób:
3 dziewczyny i 5 chłopaków. Następnie poszłyśmy z mamą do internatu na obiad, potem do biblioteki po podręczniki. Ostatnim naszym celem był sklep, kupienie picia i jedzenia. Mama poszła ze mną jeszcze na trochę do internatu, a potem musiała iść już na autobus.
Dziś pobudka była już o 6:30, trudno było wstać, ale jakoś dałam radę. W szkole lekcje zaczęliśmy
o 8.00, pierwsze trzy to były warsztaty z panią psycholog. Potem musiałam iść do okulisty (straciłam 2 matmy każdy, by się cieszył, ale ja w sumie lubię matmę). Zobaczymy jak będzie teraz, bo podobno matematyczka sporo zadaje i jest wymagająca. Wróciłam do szkoły na informatykę i polski. Pani z polskiego zadała nam już lekturę „Król Edyp” na 15 września. Wróciłam do internatu na obiad, odpoczęłam trochę i poszłam z koleżanką  z pokoju  - Luizą do III grupy internatowej. 

To właściwie tyle na dziś. Bardzo bardzo wam dziękuje za te 480 wyświetleń, jak na 2 dni to strasznie dużo. Jesteście kochani <3 Aha co do czcionki może taka być czy ma być mniejsza?


wtorek, 1 września 2015

Wyjazd i pierwsze godziny w internacie

To właśnie dziś zaczynam nowy etap życia, nowe miejsce, nowi ludzie, nowa szkoła. Doszłam do wniosku, że to dobry moment, aby zacząć pisać bloga. Spojrzę na to kiedyś i pomyślę jak to było, jak się zaczęło, jak toczyło.

POŻEGNANIE Z DOMEM
Walizki  i torby spakowane czekały na wyjazd, one były gotowe, ale ja nie byłam. Powiedzmy sobie szczerze czy kiedykolwiek byłabym gotowa, żeby się pożegnać? Nie, każdy kto kocha swoją rodzinę, dom, nie jest na to gotowy, ale przecież takie jest życie, musi toczyć się swoim rytmem.
Auto zostało zapakowane. Pożegnałam się z siostrami i psami. Wsiedliśmy do samochodu i w drogę!

PODRÓŻ
Dokładniej pisząc, wyruszyliśmy o 11, jechaliśmy około 2 godziny i zatrzymaliśmy sie na postój, kawę, gorącą czekolade i sękacza. Potem długi odcinek jazdy, w sumie podróż była miła i dość przyjemna. Wstąpiliśmy do Żelazowej Woli, miejscowości narodzin Fryderyka Chopina. Przeszliśmy się spacerkiem po parku i zjedliśmy obiad. Do Lasek zostało nam tylko 40 kilometrów, przejechaliśmy je bez przeszkód.

INTERNAT
Nadszedł moment, którego bałam się najbardziej, byłam bardzo zdenerwowana, ale po kilkunastu minutach zapanował spokój, sama nie wiem skąd się wziął, ale jest i mam nadzieję, że zostanie na długo. Wizyta u pani pielęgniarki i do grupy. Przywitała nas jedna z wychowawczyń, bardzo miła pani Ania. Rozpakowanie masy rzeczy, które ze sobą zabrałam, nie było łatwo, ale jakoś się udało. Kolacja, dobranoc rodzicom i kąpanie. To właściwie tyle z dzisiejszego dnia. Na razie jest dobrze,
ale co będzie dalej nie wiem, jutro na pewno będzie mi trudno pożegnać rodziców.
Pisałam to wczoraj i miałam opublikować też wczoraj, ale niestety nie miałam dostępu do internetu.
Zdjęć też na razie nie dodaję, bo jeszcze nie umiem tego robić z Maca.