Translate

poniedziałek, 29 stycznia 2018

Dużo szczęścia i zabawy

Chciałam zacząć tego posta już kilka dni temu, ale jakoś nie umiałam się do niego zabrać. Dawno mnie tu nie było, chyba z ponad 2 miesiące, ale postaram się nadrobić zaległości najlepiej, jak umiem. 
Pod koniec listopada byłam w domu na weekend. W grudniu zaangażowałam się dość mocno w przedstawienia świąteczne, po części sama, ale w pewnym stopniu też zostałam zaangażowana. Zaczęły się również próby poloneza i spotkania, na których próbowaliśmy ułożyć program studniówkowego przedstawienia. Miałam na głowie dużo spraw, ale jak to zawsze starałam się z wszystkim wyrabiać i robić to, jak najlepiej. W piątek 15 grudnia odbył się opłatek ośrodkowy z księdzem kardynałem, w poniedziałek wigilia internatowa, a w środę jeszcze łamaliśmy się opłatkiem w szkole. Nadszedł czas świąt, a wraz z nim również czas rozjazdu do naszych domów. W domu, jak to co roku przed świętami było sporo pracy, a w tym roku to już szczególnie, bo do wigilijnego stołu zasiadło 15 osób. Na początku grudnia z powodu choroby babci do naszego domu wprowadzili się rodzice mamy. Babci bardzo zależało, żebyśmy byli wszyscy razem w Wigilie, co bardzo nam się udało. Zwykle siadaliśmy do wigilijnej kolacji koło 18, a w tym roku było to już po 16. Święta upłynęły nam bardzo rodzinnie i wesoło. Na 22 poszłam z Martyną na pasterkę, a w pierwsze święto przyszli Dominikowscy i Marek z Hanią. W drugie święto natomiast zjedliśmy obiad razem z Banaszakami. 
                                            Babcia siedzi obok choinki, pod którą są prezenty
Siedzimy wszyscy przy nakrytym wigilijnym stole, po lewej: ja, tata, mama, ciocia Maja, babcia Krysia, na szczycie babcia Miecia, a po prawej ciocia Aga, wujek Kuba, Marysia, Ania, Martyna, Marta
                                          Stoimy wszyscy razem, tata trzyma w rękach biblie
                                             Shelly i Moka siedzią, a Tara leży obok choinki
Babcia siedzi, ja stoję obok niej, przed nami stół 

Kilka dni minęło i Nowy Rok szybko przyszedł. Nasza rodzinka zebrała się kolejny raz u nas w domu, żeby po świętować imieniny babci. Późnym wieczorem czekała nas wspaniała niespodzianka. Okazało się, że w Częstochowie o 22:05 urodziła się Maria Magdalena Glema. Cieszyłam się, ale jednocześnie nie wierzyłam, że to już, bo przecież tak niedawno dowiedziałam się o jej istnieniu.  




Na wszystkich zdjęciach Marysia w czapce lub bez 

Po powrocie do Lasek zaczął się okres wielu prób do studniówki Wraz z Panem Dyrektorem codziennie coś dopracowywaliśmy, żeby wszystko się udało. 13 stycznia z jednej strony nadszedł szybko, a z drugiej bardzo chcieliśmy mieć to wszystko za sobą i dłużył nam się ten ostatni tydzień. Baliśmy się wszyscy jak to będzie, czy nam wyjdzie, ale jak to zwykle bywa w takich sytuacjach wszystko nam się udało, wszyscy byli zadowoleni i dobrze się bawili do 2, a niektórzy chcieli nawet dłużej. 
                                           Moja fryzura studniówkowa: róża ze spinkami
                                             Dima, ja i Piotrek witamy gości na studniówce
                                         Tańczymy poloneza 
                                              Wszyscy studniówkowicze, a w tle scena
                           Przedstawienie: siedzę przy biurku, trzymam w rękach mikrofon
Martyna, ja i mama aa stołem na jadalni 
                                              Ja i Patrycja siedzimy przy stole w kawiarence
                            Weronika, Paulina, ja i Patrycja siedzimy w holu Domu Przyjaciół
Ja i Martyna tańczymy w tle inne pary 
Ja i tata tańczymy

Kiedy część oficjalna już się skończyła cały stres mi puścił i mogłam bawić się głównie z rodzicami i Martyną, ale również z wychowawczyniami, nauczycielami, siostrami, koleżankami, kolegami. Wytańczyłam się za wszystkie czasy. Nogi bolały mnie przez kilka dni. Tydzień upłynął szybko i przyszedł czas na powrót do domu. Kolejny już raz wracałam do Poznania Polskim Busem, tylko tym razem całkowicie sama, bez pani Anety za plecami. W sumie nie było to trudne, ale byłam z siebie zadowolona, bo to był pierwszy w 100% samodzielny powrót. Ferie zaczęłam szybko, z czego nie byłam za bardzo zadowolona, ale cóż terminu się przecież nie wybiera. Wjechaliśmy na chwile po Martynę do domu i tata zawiózł nas do Pijarów na czuwanie. Byłam trochę zmęczona podróżą, ale mimo to zależało mi, żeby tam być, bo rzadko mam taką okazje. W sobotę pierwszy raz poszłam do Marysi, jest prześliczna, taka urocza i maleńka, mniejsza niż na zdjęciach. Popołudniu poszłam jeszcze raz, byłam przy pierwszym karmieniu butelką i trzymałam ją nawet chwile na rękach.
                                                    Marysia pije z butelki
                                                      Trzymam Marysie na rękach
                          Bujam Marysie w wózku na klatce schodowej

W niedziele ja, Martyna i tata pojechaliśmy do Pijarów na msze, przyjechaliśmy akurat w tym samym momencie co Banaszaki. Po mszy wpadliśmy do babci Krysi złożyć jej życzenia z okazji dnia babci, a później do domu uszykować wszystko na obchody dnia babci i dziadka u nas w domu. Wszystkie wnuki zebrały się razem, aby spędzić ten dzień wspólnie z dziadkami. Najpierw zjedliśmy pyszny, babciny rosół, a później zamówioną wcześniej pizze. Ferie spędzam głównie w domu, ale nie nudzę się. Często chodzę odwiedzić Mery, bujam ją w wózku na klatce schodowej albo trzymam na rękach w mieszkaniu, ostatnio nawet udało mi się ją uśpić. Spędzam też czas z babcią i dziadkiem, których mam w domu. Dni mijają szybko, jak to zwykle w domu, ale pociesza mnie myśl, że już niedługo wrócę na stałe. 

Post może nie był za długi, ale mam nadzieje, że Wam się podobał i miło Wam się czytało!