Translate

sobota, 13 lutego 2016

Ferie 2016

Nie nadążam za czasem, za samą sobą, za wszystkim, jak to się dzieje, że dni mijają tak szybko. Nawet się nie obejrzysz, a już kończą sie ferie i trzeba wracać do szkoły. Czasem chciałabym, żeby czas się zatrzymał, żebym mogła stanąć i się zastanowić nad swoim życiem. Tak teraz też mogę, ale gdyby zamrozić na chwile wszystkie zegary byłoby to chyba prostsze i dokładniej można byłoby to zrobić. Chociaż nie właściwie brzmi to przerażająco, szczególnie, że przypomniał mi się Kopciuszek. Ten wstęp jest zdecydowanie za długi, czas wrócić na Ziemię, do teraźniejszości i opisać ferie 2016!!!
Nie działo się właściwie bardzo dużo, głównym moim celem był odpoczynek w domu i spędzenie jak najwięcej czasu z rodziną. Ta druga rzecz była zdecydowanie trudniejsza, bardzo żałowałam, że ferie moich sióstr właśnie dobiegły końca i nie mogłam z nimi spędzić aż tak dużo czasu. Pozostała część najbliższej rodzinki chodziła do pracy, za to psami mogłam nacieszyć się do woli. Obejrzałam z mamą film (co dawno nie miało miejsca). Nosi tytuł „Dotyk miłości”, opowiada historię niewidomego masażysty, który za sprawą operacji odzyskuje wzrok, ale nie umie poradzić sobie do końca z tym, że widzi. Na końcu filmu główny bohater po raz kolejny traci wzrok. Nawiązując do tego filmu, często zastanawiam się jak to by było gdybym całkowicie odzyskała wzrok. Na pewno wiele rzeczy byłoby prostszych, ale nie wiem czy wszystko. Prawdopodobnie też nie umiałabym się tak do końca przestawić, nauczyć. To byłoby zupełnie inne życie, tak naprawdę nie umiem powiedzieć czy chciałabym takiego życia. Myślę, że najlepiej jest tak jak jest, bo tak miało być. Wszystko jest po coś i dziękuje Bogu, że jestem taką osobą, że stworzył mnie taką jaką chciał. We wtorek dostałam też propozycje napisania artykułu na temat mojego bloga do gazetki szkolnej, o której wam już kiedyś wspominałam (to ta której wymyśliłam tytuł). Trochę się zastanawiałam, ale doszłam do wniosku, że to właściwie dobry pomysł, przecież trzeba próbować nowych rzeczy. Może niektórzy dzięki temu dowiedzą się o blogach, zaczną je czytać lub nawet znajdą w sobie pasje do pisania jak ja. Przy okazji zapraszam was na fanpage gazetki „O czym szumią Jabłonki?”: https://www.facebook.com/O-CZYM-SZUMIĄ-JABŁONKI-1550866375229909/?fref=ts
W czwartek poszliśmy na zupę pomidorową do babci Krysi i jak to na tłusty czwartek przystało były też pączki. Za to w piątek u babci Mieci zjadłyśmy pyszny rosół i jabłka w cieście. W niedziele wszystkie wnuki babci Krysi poszły z nią na obiad do restauracji włoskiej, po którym była jeszcze kawa i lody u nas w domu. Wieczorem oglądaliśmy (moje kochane rodzeństwo) film ze ślubu Małgosi i Mateusza, przy okazji grając w Sabotażystę. W poniedziałek spędziłam miło wieczór z mamą i Martyną w kawiarni przy Roosevelta 5, która tym razem była otwarta (byłyśmy tam już w czasie przerwy świąteczne, wtedy niestety było zamknięte). Właściwie nie wiem czy można nazwać ją kawiarnią, bardziej chyba restauracją lub po prostu lokalem. Wnętrze jest bardzo ciekawie i specyficznie urządzone. Zjadłyśmy pyszną kolacje mama humus, Martyna tartę, a ja kanapkę domową. Przed kolacją odwiedziłyśmy jeszcze dziadków. We wtorek miałyśmy na obiad lazanie, zdałam sobie sprawę, że bardzo dawno nie jadłam tego dania. Po południu pojechałyśmy w trójkę do kina na „Planetę singli”. W sumie dawno nie byłam w trójkę z siostrami w kinie, świetnie, że nam się to udało. Film bardzo mi się podobał, pewnie głównie dlatego, że lubię komedie romantyczne. W środę byłam u fryzjera podciąć grzywkę i wyrównać końcówki, potem udałyśmy się z mamą z wizytą do jednej z jej podopiecznych (tak nazywam najczęściej osoby, z którymi pracuje moja mama, jakby ktoś nie wiedział jest instruktorem orientacji). Bardzo miło było porozmawiać z sympatyczną Olą i jej mamą. Na koniec poszłyśmy wspólnie w czwórkę do pobliskiego kościoła na mszę, bo przecież była to środa popielcowa. W czwartek kolejny obiadek u babci Krysi czyli jej danie popisowe: sznycelki. Teraz czas opisać dziś bardzo aktywny, rozrywkowy dzień. Koło 10:30 wyszliśmy z domu (ja, tata, Tina, Marta i Marek), żeby na 11 rozpocząć grę w kręgle. Pamiętam, że w dzieciństwie szło mi to bardzo dobrze, ale oczywiście bez barierek jest to o wiele trudniejsze, ogólnie podsumowując w większości mi nie wychodziło, ale uczyłam się i czasem zdarzały się też dobre rzuty, przecież trening czyni mistrza. Najtrudniej było ustawić dobrze kule, raz leciała za bardzo na lewo, a raz za bardzo na prawo, ale tego osoba z taką wadą wzroku jak ja chyba nie jest wstanie przeskoczyć. Na 12:30 pojechaliśmy do kina na seans „Moje córki krowy” (rodzice, Martyna i ja). Bardzo pouczający, psychologiczny, dający do myślenia film, lubię tego typu produkcje. Nie podobało mi się jedynie zakończenie, nie lubię jak filmy kończą się tak trochę jakby nie do końca się skończyły. Wiem, że jest dużo ludzi, którzy lubią filmy tego typu, ale ja do nich nie należę, głównie dlatego, że później męczy mnie co mogłoby być dalej, jak można by inaczej zakończyć taki film. Mojej siostrze chciało się pić, więc poszliśmy do kawiarni, która była na piętrze. Kolejnym naszym punktem dnia była Ikea, zakupy i obiad. Przed 18 wracaliśmy do domu, strasznie obładowani. Ja siedziałam (na wpół) na kolanach Marty i Tiny, opierając się kręgosłupem o leżące drewniane deski. 
Właśnie tak minęły mi moje ferie, dziś wieczorem czekają mnie jeszcze łyżwy (już drugi raz w te ferie, były na początek będą na koniec, mam nadzieje, że będzie szło mi jeszcze lepiej).

               [AKTUALIZACJA] JUŻ PO ŁYŻWACH

Właśnie wróciliśmy z lodowiska, jeździliśmy półtorej godziny czyli dwukrotnie dłużej niż ostatnio. Oczywiście lód był inny, łyżwy też, dodatkowo było później no i jeździliśmy na dworze, więc musiało minąć kilkanaście minut, żebym się do tego wszystkiego przyzwyczaiła. Jeździłam głównie z Martą, trochę Markiem, czasem z Hanią. Bywały też momenty, że jeździłam przy bandzie lub całkiem sama. Zaliczyłam jedną wywrotkę jechałam z Martą i chyba trochę za bardzo się rozpędziłyśmy. Na samym końcu jeździłam z Tiną, której też szło o wiele lepiej. Obie byłyśmy z siebie dumne, że się nie wywalałyśmy. Kiedy zdejmowałam łyżwy byłam bardzo zmęczona, ale szczęśliwa, żeby tego było mało Hania spytała mnie czy chciałabym od niej odkupić jej łyżwy, bo chce kupić sobie nowe. Mam wsiadać już do samochodu i nagle Hania mówi, że Marek przyjechał Porsche i jeśli chce to mogę się z nim przejechać. Mój braciszek ma ten samochód już dość długo (jakoś ponad pół roku), ale rzadko nim jeździ, a tym bardziej rzadko  kogoś przewozi, więc czułam się zaszczycona i jeszcze bardziej szczęśliwa. Jestem naprawdę wielką szczęściarą, pisałam to na początku ferii i pisze na koniec, więc mogę ocenić je jako naprawdę dobre i niezapomniane.

ZDJĘCIA 

Na kręgielni ja siedzę na krzesełku patrzę na tor, uśmiecham się, a Martyna stoi przy stojaku z kulami, patrzy na ekran z wynikami.

Siedzimy w trójkę: ja, Tina, Marta na kanapie w kawiarni, Marta pije czekoladę z filiżanki. Widać też kawałek stołu, na którym stoi szklanka z szejkiem.

W tle widać lodowisko od lewej: Tina, Marta, Marek, Hania i ja.

Trudno uwierzyć w to, że jutro o tej porze prawdopodobnie będę dojeżdżać do internatu. Znów będzie trudno pożegnać mi się z domem, ale taka jest już rzeczywistość. Trzymajcie za mnie kciuki, żebym dała radę jakoś w tej drugiej połowie lutego, a tym, którzy zaczynają ferie, (przede wszystkim moja kochana Ala czy na przykład przesympatyczna Ola) życzę dobrego, udanego odpoczynku, należy się wam, bo pewnie potrzebujecie tego jak każdy.

A wam jak minęły ferie? A szczęściary, które zaczynają jakie plany?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz