Translate

piątek, 23 października 2015

Weekend w domu i śródokres

Dni strasznie szybko mijają, wydaje się jakbym byłam przed chwilą w domu, a jest przecież kolejny piątek. Wszystko tak się toczy chyba dlatego, że nie mam ani chwili wolnej, ciągle się coś dzieje. Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej czasem chciałoby się trochę odsapnąć. Na szczęście po to jest nadchodzący weekend.
O ile dobrze pamiętam skończyłam na zeszłym wtorku. Środa Dzień Nauczyciela najpierw była msza w kaplicy, potem przeszliśmy do szkoły na przyjęcie pierwszych klas. O naszym przedstawieniu chyba lepiej się zbytnio nie wypowiadać, no szczerze mówiąc nie uważam jak niektórzy, że nam wyszło. Po południu uczyłam się fizyki i poszłyśmy spędzić czas z młodszymi dziewczynkami z II grupy. Czwartek kojarzy mi się automatycznie ze sprawdzianem z fizyki, który poszedł mi dobrze, bo dostałam 5 (ze sprawdzianu jak i na śródokres), ja i pięć z fizyki niebywałe prawda? W piątek nie mogłam się doczekać końca lekcji, bo gdy wróciłam do internatu czekał na mnie już tata. Zjadłam obiad (pyszne naleśniki) i ruszyliśmy do domu, właściwie to nie, bo najpierw do Warszawy, ale chodziło mi o to, że w kierunku domu. Przyjechałam przywitałam się z wszystkimi i od razu do Pijarów, do szkoły na czuwanie, umówiłam się z Martą, że pojadę. Odbyłam bardzo sympatyczną rozmowę z moim byłym katechetą z gimnazjum, no i teraz spróbuję napisać kilka przemyśleń na temat czuwania i nie tylko. Spotkałam się z kilkoma koleżankami, z byłego rocznika (chodzi mi o to, ze dziewczynami z mojej klasy/ z klas równoległych z gimnazjum) i to mnie…. Nie wiem jak to określić, po prostu znowu poczułam to samo co wcześniej w szkole, przypomniało mi się jak to było. Pomyślałam sobie, że jestem ta gorsza, chyba trochę znowu pytałam siebie czemu ja prawie nie widzę ? Czułam się znów jak osoba, której inni nie widzą, traktują jak powietrze. W sumie to dziwne, bo dziewczyny chwilę ze mną gadały i była nawet ok, ale może to po prostu dlatego, że były i ja się pojawiłam. Nie wytłumaczę tego dlaczego tak myślałam, ale może dobrze, że  tak się stało, bo dzięki temu zrozumiałam coś ważnego. Tu w Laskach czuję się bardzo, bardzo dobrze, jak osoba, którą inni zauważają, rozmawiają z nią normalnie, akceptują. Pamiętam, że kiedyś idąc ze szkoły doszłam do wniosku, że mogłabym nie widzieć, a widzę, że to jest ogromny plus i nie wiem jak to wyjaśnić, ale tak wielu tu nic nie widzi, a radzi sobie tak dobrze (o tym za chwilę). Z nimi wiem, że nie jestem gorsza, ale nie czuję się też lepsza, jesteśmy równi/e, jeszcze nigdy tutaj nie czułam się źle z tym, że słabo widzę, a czemu? Bo oni wszyscy tu uczą mnie, że damy radę, że dobrze jest jak jest, robią to po prostu swoim codziennym postępowaniem. Nie wyobrażam sobie gdybym miała nic nie widzieć, nie raz próbowałam to zrobić, ale nie da się. Ja po prostu bym się załamała, nie umiałabym funkcjonować. Tak dziś myślę. Mój kolega z technikum dziś powiedział, że: „Ja nic nie widzę i jest mi z tym dobrze”, no może to nie było dokładnie tak, ale na pewno to miało oznaczać. Dla mnie to było niesamowite (naprawdę cię podziwiam Kamil, wiem, że to czytasz). Do tego zalicza się również ogólne radzenie sobie niewidomych ze wszystkim, o tym jeszcze nie pisałam, a to naprawdę bardzo wyjątkowe Właściwie nie umiem tego tak opisać, trzeba by były po prostu spędzić trochę czasu z dziewczynami z grupy czy chłopakami z klasy, z technikum, żeby przekonać się o co mi chodzi. Po prostu radzą sobie (nie mówię, że każdy) z praktycznie wszystkim co są wstanie zrobić. Wiem, że to pewnie bardzo dziwnie brzmi, ale tego się chyba inaczej opisać nie da.
Wracając do czuwania, bo zgubiłam wątek, nie było niestety na mój plus, to, że byłam zmęczona i nie mogłam się skupić (chyba też przez to o czym wyżej).  Niestety to czuwanie było odwrotnością mojego pierwszego czuwania u Pijarów, które było przed pielgrzymką do Włoszech. 
Sobota minęła bardzo szybko odpoczynek rano, trochę lekcji, wyjazd z Martą do sklepu po kurtkę. Babcia specjalnie dla mnie ugotowała rosół, był pyszny, jak zwykle, bo moja babcia gotuje najpyszniejszy rosół w świecie. Dziękuję babciu.
Wieczór spędziłam bardzo miło z kuzynkami i siostrami, grałyśmy w planszówki i oglądałyśmy "Mam talent".  W niedzielę byłyśmy na mszy w szkole na 10.00, potem robiłam lekcje, pakowałam się i nic ciekawego więcej. 
Pociąg na 17:30, w Laskach byłyśmy z mamą koło 21:30. 
Ten tydzień był bardzo trudny, w poniedziałek wstałam o 5.00, a we wtorek o 5:30,
w oba dni, żeby się pouczyć. Śródokres tuż, tuż i trzeba zdobyć oceny, do dziś trzeba było wystawić oceny, a i tak wszyscy nauczyciele tego nie zrobili. We wtorek nasza grupa organizowała święto lekarzy (imieniny całej służby zdrowia z Lasek), było bardzo sympatycznie i miło. To dziwne, ale pan w środę na basenie mnie pochwalił, w miarę dobrze mi szło, uczyłam się pływać żabką. 

To chyba tyle na dziś. Dowiedziałam się, że ktoś myśli, że dla mnie obowiązki internatowe są wielkim obciążeniem, ze jestem niektórymi zaskoczona. Nie, nie jestem, właściwie jest to dla mnie ok, bo mogę nauczyć się jak robić to czy tamto i przyzwyczaić się do obowiązków, sprzątania. Na pewno bardzo mi się to przyda na przyszłość. Nie obciąża mnie w ogóle perspektywa, że w przyszłym tygodniu mam dyżur jadalniany. A druga sprawa to to, że proszę nie oceniać, że jest mi tu źle po jednym wpisie. Tak miałam gorsze dni, ale każdy je ma i myślę, że to nieuniknione.
Każdy chya może rozumieć to co tu piszę inaczej i pewnie wielu z was interpretuje sobie moje słowa nie tak jakbym chciała, ale to już tak jest i tego nie zmienię.
Jeśli macie jakieś wątpliwości, nie wiecie co miałam na myśli lub po prostu chcecie napisać mi co myślicie to piszcie.
Ja naprawdę będę bardzo zadowolona i chętnie wam odpowiem.
No i piszcie też na facebooku po prostu: Magda Glema
Dziś trochę długo wyszło, ale może i dobrze. 


Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego weekendu!!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz