Translate

sobota, 5 grudnia 2015

Laskowski bigos

Naprawdę muszę was wszystkich pochwalić !!! Nie zdawałam sobie sprawy, że licznik moich wyświetleń powoli, powoli dobija do 5 tysięcy. Gratulacje dla Was !!!! Bardzo, bardzo wam za to dziękuje, dobrze jest wiedzieć, że ktoś to czyta, zwłaszcza, że są to też ludzie mieszkający za granicą. Oczywiście większość wyświetleń jest z Polski, ale mam czytelników też z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Dajecie mi wspaniałą motywację do pisania kolejnych postów. Pomyślałam sobie, że jak dobije do 5 tysięcy to mogłabym przygotować coś specjalnego, tylko właściwie sama na razie nie wiem co, by to mogło być. Jeśli mielibyście do mnie jakieś prośby, pomysły, coś co by Wam bardziej umiliło wchodzenie na mojego bloga to napiszcie do mnie. Z chęcią spełnię wasze prośby.
Zabieram się za pisanie, a wam życzę miłej lektury !!!!!
W niedzielę (dwa tygodnie temu) po zjedzeniu śniadania poszłyśmy oczywiście do kaplicy. Ja z panią Marzeną wcześniej, żeby jej pomóc z rozstawieniem sprzętu. Trudno było mi uwierzyć, że to już Święto Chrystusa Króla i za tydzień zaczyna się Adwent. Czas naprawdę galopuje jak szalony. Po mszy mama poszła się spakować, ja się też zorganizowałam i pojechałyśmy do Warszawy do Arkadii. Spędziłyśmy bardzo miły dzień. Poszłyśmy do kina na „Listy do M2", pochodziłyśmy trochę po sklepach, zjadłyśmy obiad. Mama pojechała do domu. Iza wróciła, powitała mnie w internacie miłym przytuleniem. Mieliśmy czytaną próbę do Jasełek. Nie pamiętam, może mi się już wszystko myli, ale chyba jeszcze nie pisałam na blogu o tym, że nasza grupa (VI) i V grupa przygotowują tegoroczne Jasełka.  Iza i Nikola napisały scenariusz, ja będę góralką, jestem bardzo ciekawa jak nam to wszystko wyjdzie. Przyszedł trudny poniedziałek, właściwie to chodzi mi o popołudnie, bo na większości lekcjach mnie nie było z powodu wycieczki na Uniwersytet Warszawski na Wydział chemii. Było bardzo ciekawie i sympatycznie, na początku każdy/a z nas był indywidualnie oprowadzany/a przez studentów, po wydziale. Druga część była jeszcze bardziej interesująca znów mieliśmy przydzielonych studentów/tki chemii i robiliśmy z nimi doświadczenia, temat - sole. Popołudnie nie należało do najprzyjemniejszych, z mojej winy wynikła pewna nieprzyjemna sytuacja i po niej bardzo źle się z tym czułam. Na szczęście mam osobę, która bez względu na wszystko umie wywołać na mojej twarzy uśmiech i sprawić, że czuje się od razu lepiej. Tak, telefon do najlepszej przyjaciółki to zdecydowanie był świetny pomysł. Ala wiem, że pewnie to czytasz i uśmiechasz się teraz tak ślicznie jak zawsze, szkoda, że nie mogę tego zobaczyć. Dziękowałam ci już, ale robię to jeszcze raz tutaj, jesteś najlepsza na świecie!!! Mam kolejną rzecz, o której chyba jeszcze wam nie napisałam. Zostałam poproszona o tańczenie poloneza na styczniowej studniówce, powodem był brak osób do pary. Na początku pomyślałam, że nie dam rady i się nie zgodzę, ale później przemyślałam to i stwierdziłam, że czemu nie, zgodziłam się. Swoją drogę to chyba kolejna z moich dużych zmian, już dwa razy w tym roku szkolnym występowałam publicznie i jakoś to przeżyłam. Czekają mnie jeszcze dwa razy (Jasełka, Studniówka). Naprawdę dziwne rzeczy się ze mną dzieją. Napisałam o polonezie teraz, bo w tamten poniedziałek (jak w każdy już teraz) o 19:30 była próba z Panem Dyrektorem. Wtorek, właściwie mało z niego pamiętam kolejne 3+ z kartkówki z angielskiego, mimo wstania rano i nauki. Dlaczego ja zawsze muszę zdenerwować się tak, że pomylę słówka, lub litery ?  Taka już jestem niestety, ale w sumie porównując zeszły rok, w Gimnazjum, to o wiele mniej się denerwuje. Po południu miałam zajęcia kulinarne, robiłam placki ziemniaczane. Tego to nie da się zapomnieć, narobiłam się ich dość dużo, smażąc każdego osobno. Zaprosiłam koleżanki, żeby pomogły mi je zjeść, no i pomogły, jedna nawet za bardzo. Byłyśmy cztery, nasza trójka zjadła każda po dwa, a Oliwia hmm nie wiem ile, na pewno wiem, że dużo. No cóż, mogłam to przewidzieć, bo to była już druga podobna sytuacja. Środa była trudnym dniem właściwie prawie żadnej chwili wytchnienia, oprócz zajęć z panią psycholog, miło było opowiedzieć komuś o znajomości z Alą. Komukolwiek o niej nie opowiadam, jest mi przyjemnie, sympatycznie, w końcu to dla mnie jedna z najważniejszych znajomości, mam nadzieję, że na całe życie. Po zajęciach uczyłam się fizyki, strasznie się stresowałam, bo wszystko złożyło się tak, że miałam na to mało czasu, robiłam też niemiecki. Pyszne racuchy na kolację i znów wracam do nauki, a na 19:30 na próbę do poloneza. Po niej próba do Jasełek, bardo zmęczona wróciłam do pokoju, bojąc się jutrzejszego dnia jeszcze bardziej. W czwartek wstałam o 5, żeby pouczyć się fizyki, nie wierzyłam, że cokolwiek mi to da, ale przecież musiałam spróbować. Były jeszcze słówka z angielskiego, o których  zapomniałam napisać. Ku mojemu zdziwieniu sprawdzian z fizyki poszedł mi rewelacyjnie. Siostra dodała mi 2 dodatkowe punkty za aktywność na powtórce, więc, gdy siostra mi oceniła okazało się, że straciłam jeden punkt. Przez to, że miałam dwa dodatkowe, wyszło, że miałam maksa+1 pkt czyli dostałam 6!!!! Kartkówki z angielskiego nie było, pani przełożyła ją na za tydzień. To był zdecydowanie dobry dzień. Szybko uporałam się ze sprzątaniem i przyjechała do mnie Marta, spędziłyśmy razem bardzo miły wieczór. Ostatni dzień lekcji w tamtym tygodniu, trochę trudno było mi wytrzymać w szkole, z myślą, że zaraz do domu, zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Poszłam rano do Marty, poprosiłam ją wcześniej, żeby zrobiła mi kłosa. Kochana siostra specjalnie dla mnie się obudziła, co dla niej jest wyczynem, jeszcze raz dziękuje Mrtuś <3. Była kartkówka z historii, co mnie załamało. Marta przyszła po mnie do szkoły, poszłyśmy się dopakować, zjadłyśmy obiad i szybko aleją matki Róży Czackiej na autobus. Droga upłynęła szybko i miło, na stacji przywitał nas tata. Wróciliśmy Saabem do domu, kiedy jechałam tym samochodem, zdałam sobie sprawę, że wcześniej ostatni raz podróżowałam nim 15 sierpnia. Wracaliśmy wtedy z działki: ja, rodzice, Marta i Tina i oczywiście Ala, która była wtedy u mnie pierwszy raz w Poznaniu. Przypomniał mi się przez to ten miły czas. Pamiętam, że w momencie, kiedy rodzice wpadli w wodę autem, my z Alą robiłyśmy gofry i pakowałyśmy się do Lublina, ojeej jak wtedy fajnie było! No dobra wracam to teraźniejszości, niebywałe, że samochód tak długo był naprawiany, ale dobrze, że tata już go nareszcie ma. Dotarliśmy do domu, wielkie powitanie z psami - pieszczeniu, lizaniu, machaniu ogonami nie było końca :D. Bardzo mi ich brakuje w Laskach, zwłaszcza Tary. Jak tak pisze to jeszcze bardziej, ale dobra będę w domu za dwa tygodnie, dam radę. Szczerze mówiąc pamiętam, że w tamten piątek nie poczułam się w domu dobrze. Zobaczyłam znowu życie ich wszystkich, takie zwyczajne, domowe i pomyślałam sobie, że w mnie w nim nie ma, że jestem tu właściwie gościem na dwa dni. Jeszcze bardziej dobiło mnie pytanie mojego brata: "Gdzie jest mama?" Jakbym ja miała wszystko wiedzieć, przed chwilą weszłam do domu, po prawie miesiącu i już mam wiedzieć. W sobotę było dziesięciolecie Zespołu Szkół Zakonu Pijarów w Poznaniu. Rozpoczęło się uroczystą mszą z  Księdzem Arcybiskupem w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia na os. Sobieskiego. Później było poświęcenie witraży, chciałyśmy z mamą wejść tylko na chwile, żeby zobaczyć jak prezentują się w kaplicy szkolnej, ale ostatecznie zostałyśmy na poświęceniu, bo Arcybiskup już wszedł, nie mogłyśmy wyjść. Szkolna kaplica ... przypominały mi się poranne msze szkolne na 7:30, w szczególności w piątek. Chciałabym wrócić do tych czasów, ale to już za mną. Babcia i dziadek zaprosili nas z mamą na obiad, stęskniłam się za nimi, dobrze, że mogłam ich zobaczyć. Wróciłyśmy z mamą do szkoły na część oficjalną, nie zdawałam sobie sprawy, że moja ukochana pani od polskiego uczy od początku powstania szkoły Pijarów, dziesięć lat do naprawdę dużo. Poczekałyśmy na Martynę, która pomagała sprzątać po poczęstunku dla gości, spotkałam się z kilkoma osobami z mojej starej klasy i wychowawczynią. Wróciłyśmy do domu, po drodze kupując ciastka na podwieczorek, zjadłyśmy je oglądając telewizję, no i poszłam robić lekcje. Tak jak się spodziewałam ten dzień minął strasznie szybko. W niedzielę miałam najpyszniejsze śniadanie na świecie - naleśniki zrobione przez dziewczynę mojego brata, Hanię. Jeszcze raz jej za nie bardzo dziękuje. Poszłyśmy z mamą i Martyną do kościoła na 12:15, po mszy wstąpiłyśmy do zakrystii, żeby coś załatwić. Proboszcz Grzegorz stwierdził, że znowu urosłam i pytał co u mnie. Obiadek, robienie ciasta, które nam nie wyszło, mama tak nastawiła piekarnik, że zamiast się upiec, wykipiało... Wizyta babci i dziadka, było bardzo wesoło i głośno, jak zwykle u nas. Już wcześniej spakowana, wyszłam z domu, Marta podwiozła mnie do domu Hani, bo jechałam do Lasek samochodem z rodziną jej brata. Podróż bardzo szybka. Wróciłam, bojąc się poniedziałku. Nowy tydzień, sprawdzian z woku poszedł mi dobrze, kartkówka z chemii to sama nie wiem. Dowiedziałem się w szkole, że mam wizytę u dentysty na 15, więc musiałam zwolnić się z jednego wf (akurat w tamten dzień basenu). Przepłynęłam 50 odległości i poszłam szybko do dentysty, ledwo zdążyłam. Kiedy wróciłam do internatu czekała mnie miła niespodzianka, pani Ania zwolniła mnie z orientacji, żebym doszła do siebie psychicznie po wizycie u stomatologa. Jak to dobrze, że w te trudne poniedziałki po południu dyżur ma pani Ania, nie raz mi to pomogło. Nie mogłam się doczekać, aż zjem obiad, bo byłam strasznie głodna, zrobiłam to dopiero o jakiejś 16:30 w grupie. Na muzykoterapii było właściwe nawet ok. A co wieczorkiem ? No oczywiście próba do poloneza, a jakże. Kolejny wtorek, kolejne nerwy i znowu 3+ z angielskiego już trzeci raz podrząd, a z wosu 4-. Po piątej lekcji pojechaliśmy na wycieczkę do Muzeum Literatury, do Warszawy. Wystawa była o Adamie Mickiewiczu, było naprawdę ciekawie, tylko szkoda, że aż tak się przedłużyło. Wróciliśmy po 16, drugi dzień podrząd obiad w grupie. Po południu robiłam lekcje, pomagałam Izie z nauką obsługi nowego telefonu i robiłam kolację. Zapomniałam wcześniej napisać, że mamy z Klaudią dyżur jadalniany w tym tygodniu. Wieczorem mieliśmy próbę do Jasełek, pierwszą na scenie. W środę mieliśmy kartkówkę z matematyki, w sumie nie sprawiła mi kłopotu. Na dodatkowym niemieckim znów uczyliśmy się liczb. Na zajęciach z panią psycholog kolejne sympatyczne opowiadanie. Potem robienie lekcji i dwie próby, najpierw do Jasełek, potem poloneza. Oczywiście wróciłam wykończona do grupy. W czwartek już trzeci raz w tym tygodniu postanowiłam wstać wcześniej, żeby się pouczyć, naprawdę miałam już dość tego tygodnia. Słówek z angielskiego jednak nie było, więc na darmo wstałam, była za to kartkówka z czasów z której dostałam 5. Po południu pianino, oglądanie kawałka filmu z historii i robienie kolacji, wieczorem spotkanie do ŚDM i kolejna próba do Jasełek. W piątek bałam się strasznie wyników z kartkówki z historii, byłam pewna, że nie dostanę dobrej oceny. Pan oceniał każde zadanie, tym sposobem dostałam: 4 4 4 i 1 (które mam za tydzień poprawić). Nie wierzyłam w to i nadal do końca to do mnie nie dociera. Ja, osoba, która ze sprawdzianów z historii zazwyczaj miała 1, nigdy nie umiałam nauczyć się, ja mam czwórki, niebywałe. Dowiedziałam się też, że mam 5 z kartkówki z matematyki. Po południu miałam zajęcia, a potem mogłam sobie w końcu trochę odpocząć, to był naprawdę ciężki tydzień.
Wygląda na to, że powoli na szczęście zmierzam ku końcowi. Nie myślałam, że tak dużo czasu mi to zajmie, a mam dziś mnóstwo rzeczy do roboty. Nie podzieliłam się jeszcze generalką (duże sprzątanie) z Klaudią, za pół godziny mam pianino, lekcje, nauka, a jutro rodzice przyjeżdżają i pewnie spędzę z nimi niedzielę. Podczas pisania przyszedł mi do głowy pewien interesujący pomysł. Zrobię konkurs na tytuł tego posta!!! Mam nadzieję, że was to trochę uaktywni, może dowiem się o osobach, które jeszcze nie przyznały mi się, że czytają, może poznam opinie osób, które jeszcze nie zebrały się i nie napisały mi co myślą. Piszcie do mnie swoje propozycje, z tego co słyszałam komentarze raczej odpadają, bo coś z nimi nie tak. W takim razie piszcie w komentarzach pod udostępnieniem na Facebooku, w prywatnej wiadomości na Fb, na maila, gdziekolwiek chcecie, tylko, żeby to do mnie doszło. Teraz muszę już naprawdę kończyć, bo czas mnie goni. 

Miłego weekendu wam życzę!

3 komentarze:

  1. Kochana Madziu czytamy z babcią twoje wpisy i za każdym razem jesteśmy bardzo wzruszeni. Pięknie opisujesz swoje dni a w nich radości smuteczki naprawdę drobne (gdyby nie one radości i sukcesy nie sprawiałyby Ci tyle radości z odniesionych sukcesów). Madziu piszesz o wszystkim ale dotychczas nie oprowadziłąś nas po całym terenie Lasek. Nie wiem jak daleko masz z internatu do szkoły jak długo idziesz do kaplicy, czy na terenie rosną drzewa, czy ścieżki są wybrukowane a może asfaltowe. Opowiedz nam o tym. Ściskamy Ciebie bardzo mocno. Dziadek i Babcia. Do zobaczenia i uściśnienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Madzia zawsze z przyjemnością zrobię dla Ciebie naleśniki, ściskam i już nie mogę się doczekać Twojego przyjazdu :) Jeszcze tylko tydzień :)

    OdpowiedzUsuń